Łódzkie: Koszmar na A2. Emilia i Michał nie żyją
To były dosłownie ułamki sekund. Mgnienie, które zdecydowało o wielkich tragediach kilku rodzin. Był 7 stycznia 2023 roku. Troje przyjaciół - Martyna N. Emilia S. (18 l.) i Michał J. (20 l.) - wracało autem ze stolicy do swojego rodzinnego Torunia. Lada dzień mieli bawić się na studniówce II LO. Niestety, po przejechaniu około 100 kilometrów na wysokości miejscowości Nowostawy Dolne koło Brzezin samochód, który prowadziła Martyna N. stracił przyczepność, zjechał na lewy pas drogi, uderzył w inny pojazd i dachował. Podróżujący ze swoimi koleżankami młody mężczyzna wypadł z auta, uderzył głową o beton i zginął na miejscu. Emilia została zakleszczona w kabinie. Ratownicy zdołali ją uwolnić, lekarze nie byli jednak w stanie uratować jej życia. Z całej trójki została jedynie Martyna N., która odniosła niewielkie obrażenia.
Proces Martyny N. nie ma końca
Niemal równo rok po tych dramatycznych wydarzeniach, 23 stycznia ubiegłego roku, w sądzie w Brzezinach rozpoczął się jej proces. Młoda kobieta została oskarżona o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Kiedy prokurator na pierwszej rozprawie odczytywał akt oskarżenia, w którym przypomniał szczegóły zdarzenia, zapłakana wybiegła z sali na korytarz. Łzy ciekły po policzkach również mamom Emilii i Michała.
Martyna N. nie przyznała się do do winy, twierdząc, że odpowiedzialność za wypadek ponosi kierowca innego pojazdu. - Wracaliśmy do Torunia - opowiadała łkając.
- Nagle zobaczyłam, jak z prawej strony, ze stacji benzynowej wyjeżdża jakiś samochód, który zajechał mi drogę, odbiłam odruchowo na lewo, ale tam było już jakieś inne auto. Wpadłam w poślizg i dachowałam. Gdy wyczołgałam się z auta, Michał leżał parę metrów od samochodu, sprawdziłam mu puls i jeszcze żył. Z drugiej strony była Emilia zakleszczona w aucie, jeszcze przytomna - opowiadała.
Świadek z Ukrainy wciąż nie został namierzony
W trakcie trwającego cały czas procesu trzeba było przesłuchać osoby podróżujące autem, które miało zajechać Martynie N. drogę. Według wstępnych ustaleń to byli dwaj obywatele Ukrainy. Początkowo trudno było ich odnaleźć, ale ostatecznie kilka tygodni temu złożyli zeznania. Stwierdzili jednak, że tragicznego dnia tym samochodem kierował jeszcze ktoś inny, również Ukrainiec. Jego odnaleźć do tej pory się nie udało. Sąd wyznacza kolejne terminy rozpraw, ale mężczyzna się na nie nie stawia. Następną próbę jego przesłuchania zaplanowano na 25 lipca.
Oskarżonej grozi do 8 lat więzienia.
