ZOBACZ WIDEO:
Aleksandra, która w miniony poniedziałek (25 lutego) nad ranem została napadnięta, pobita i którą próbowano zgwałcić, ma żal do funkcjonariuszy, którzy przyjechali na interwencję o to, że nie wykazali empatii. Mieli na nią krzyczeć i zlekceważyć jej stan.
Spór pobitej studentki z łódzką policją mogły rozstrzygnąć kamerki, które funkcjonariusze mieli przypięte do mundurów. Jak twierdzi policja - sprzęt nie działał. Sprawę bada prokuratura.
- Nie doszło do zarejestrowania przebiegu tej interwencji. Podyktowane to było faktem wyczerpania się baterii. Będziemy ustalać, dlaczego tak się stało. Być może względy techniczne spowodowały, że doszło do wadliwej pracy tych urządzeń - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
WIĘCEJ O CAŁEJ SPRAWIE: Sprawca napadł ją w centrum Łodzi, groził, że ją zabije i chciał zgwałcić. Nikt jej nie pomógł
Kamerki dla funkcjonariuszy kosztowały prawie 2 miliony złotych. Miały pomagać w ocenianiu właśnie takich sytuacji.
Funkcjonariusze byli zobowiązani włączać je tylko podczas interwencji. Nawet w przypadku ciągłego nagrywania bateria powinna wytrzymać bardzo długo.
- Każde z tych urządzeń, oprócz tego, że może pracować w trybie ciągłym dziesięć godzin jest też wyposażone w możliwość doładowania baterii w radiowozie - mówiła podczas styczniowej prezentacji kamerek Marzanna Boratyńska z Komendy Policji w Łodzi.
Prokuratura przesłuchała już policjantów interweniujących w sprawie usiłowania gwałtu.
Wydarzenie stało się tak nośne, że zainteresowała się nim nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
29-latek, który miał napaść trzy studentki w Łodzi trafił do aresztu. Wcześniej mężczyzna usłyszał zarzuty w tej sprawie.