Religia na początek lub koniec lekcji. Chodzi o niewierzące dzieci
Religia na początku lub na końcu lekcji ma uchronić niewierzące dzieci w szkołach przed stygmatyzowaniem, jak przekonuje w rozmowie z portalem rp.pl dr hab. Paweł Borecki, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowiec dodaje, że uczniowie, którzy nie chodzą na zajęcia prowadzone przez księży czy katechetów, nie powinni w tym czasie oczekiwać na kolejne lekcje w bibliotece lub na korytarzu. Jego zdaniem sprawia to, że są traktowani jak "odmieńcy". Borecki przywołuje na dowód sprawę Mateusza Grzelaka, który był prześladowany, bo jako jedyny w szkole nie chodził na religię.
- (...) Nieborak, niechodzący na religię, w lokalnych, homogenicznych społecznościach jest piętnowany. W Polsce dochodzi do bardzo różnych, trudnych dla dzieci sytuacji. Dowodzi tego chociażby sprawa Mateusza Grzelaka. W 2010 r. Polska została skazana przez Europejski Trybunał Praw Człowieka - mówi rp.pl Borecki.
Będzie aneks do konkordatu?
To nie wszystko, bo zdaniem prof. UW Polska mogłaby rozważyć, czy lekcje religii nie powinny się odbywać w salkach katechetycznych zamiast w szkołach. Borecki wyjaśnia, że byłby do tego potrzebny aneks do konkordatu.
- Aneks podpisuje rząd. To rząd prowadzi politykę międzynarodową. Art. 27 konkordatu daje taką możliwość. Jeśli uznamy jednak, że potrzebne jest współdziałanie prezydenta, liczę na to, że Andrzej Duda jest człowiekiem racjonalnie myślącym i ma świadomość tego, co się dzieje. Młodzież ucieka z katechezy. Kościół powinien sobie uświadomić, że mit katolickiego narodu polskiego odszedł w przeszłość. Trzeba odtworzyć system pozaszkolnej nauki religii. Wazowie już nie rządzą w Polsce, a Habsburgowie w Europie - mówi serwisowi rp.pl.