Beczki zamiast trumien

Łódź: Ciała pomordowanych dzieci w beczkach. Cmentarzysko w mieszkaniu przy Radwańskiej

2022-08-29 14:15

Kamil, jego brat bliźniak, Adaś, Karolina. I czwarty z rodzeństwa, bezimienny chłopiec. Życie dali im i zabrali ci sami ludzie, ich rodzice. Po brutalnej śmierci ich trumnami stały się plastikowe beczki na kiszoną kapustę, a cmentarzyskiem – mieszkanie przy ul. Radwańskiej w Łodzi. To tam odkryto pojemniki z ciałami pomordowanych dzieci. Ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. Dlaczego Jadwiga i Krzysztof N. pomordowali te aniołki?!

Łódź: Dzieci w beczkach. Pomordowali je rodzice

5-letni Kamil miał umrzeć z powodów naturalnych. Jego ciało ojciec schował w plastikowej beczce. Brat bliźniak chłopca, Adaś, nie obudził się po tym, gdy za namową taty zażył relanium. Jego grobem również stała się niebieska beczka, taka jak te do kiszenia kapusty. Maleńka Karolina i bezimienny chłopczyk byli mordowani zaraz po narodzinach. Ich zwłoki także umieszczano w identycznych pojemnikach.

W kwietniu przyszłego roku minie 20 lat od chwili, gdy łódzcy policjanci w jednej z kamienic przy ul. Radwańskiej odkryli zbiorową mogiłę dzieci Jadwigi i Krzysztofa N.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Horror! Trzymali zwłoki dzieci w beczkach

Państwo N. z Łodzi. To oni pomordowali własne dzieci

Nie można o nich powiedzieć, że to była normalna rodzina. Bo nikt „normalny” nie kradnie prądu, ani nie jest poszukiwany listem gończym do odbycia kary więzienia. Krzysztof N. miał tam trafić za znęcanie się nad Kamilem. Długo jednak udawało mu się unikać policjantów, którzy odbijali się od zamkniętych drzwi do mieszkania rodziny N.

23 kwietnia 2003 roku mundurowi znów pojawili się na drugim piętrze w lewej oficynie wielorodzinnego budynku. Tym razem z lokalu dobiegły ich dźwięki świadczące o tym, że wewnątrz ktoś jest. Przy pomocy strażackiego podnośnika weszli przez balkon do środka.

Przywitała ich 30-letnia wówczas Jadwiga N. Jej męża nie było. Mundurowi postanowili przeszukać mieszkanie. Być może liczyli, że znajdą poszukiwanego, ale na pewno nie przewidzieli czegoś takiego…

Cmentarzysko w szafie. Beczki zamiast trumien

Policjanci zabrali się za przeszukanie mieszkania. Zajrzeli do szafy i ujrzeli cztery szczelnie zamknięte, zaklejone silikonem beczki. Po otwarciu jednej z pokryw natrafili na dziecięce ubrania. Pod nimi było zawinięte w folię ciało dziecka. W pozostałych trzech pojemnikach również znajdowały się zwłoki pomordowanych aniołków.

Krzysztof N. został zatrzymany w nocy. W trakcie pierwszych przesłuchań zeznał, że pierwsze z dzieci umarło z powodu choroby nerek. Nie pochował Kamila na cmentarzu, nikomu nie zgłosił jego śmierci, bo bał się konsekwencji prawnych. Miał na karku wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad synem. Obawiał się, że kara zostanie odwieszona, a on trafi za kratki.

Po śmierci Kamila małżonkowie postanowili, że razem z żyjącymi jeszcze wówczas pociechami – Adamem i córką Moniką, popełnią samobójstwo. Przed snem wszyscy zażyli po fiolce relanium. Nie przeżył tylko syn Jadwigi i Krzysztofa N. Jego ojciec, jak mówił podczas przesłuchania, chcąc mieć pewność, że nie żyje, zanurzył jeszcze głowę chłopca w wypełnionej wodą wannie. Śledczy doszli jednak do wniosku, że mężczyzna odurzył Adama, by później go utopić.

W ten sam sposób zginęła maleńka Karolina. Zaraz po narodzinach Krzysztof J. zabrał ją do łazienki, włożył do wody i trzymał tak długo, aż przestała oddychać. Bezimienny chłopczyk również został pozbawiony życia zaraz po tym, jak przyszedł na świat.

Sonda
Czy w Polsce powinna obowiązywać kara śmierci?

Zabójcy dzieci z Łodzi. Przez lata żyli ze zwłokami

Sąsiedzi małżonków nie wiedzieli nawet, że kobieta była w ciąży. Zniknięcie Adama i Kamila Jadwiga N. tłumaczyła tym, że jej synowie trafili do placówki opiekuńczej. Spośród pięciorga dzieci małżonków przeżyła tylko Monika. Niedługo po zatrzymaniu jej rodziców, dziewczynka została adoptowana przez rodzinę z Włoch. Dziś ma 29 lat.

Jej biologiczni rodzice w 2004 roku stanęli przed sądem oskarżeni o zabójstwa. Oboje zostali skazani na dożywocie. Sąd Apelacyjny w Łodzi zmienił później ten wyrok, wymierzając Jadwidze N. karę 25 lat więzienia. Dożywocie dla jej męża zostało utrzymane. Mężczyzna będzie mógł się ubiegać o przedterminowe zwolnienie po 35 latach odsiadki.