Siedem lat temu Beata wyczuła w piersi guzek. - Miałam powiększone węzły, pociłam się tak, że zbierałam pot ręcznikiem. Po rozmowie z koleżanką pielęgniarką, okazało się że to mogą być objawy raka piersi. Operacja piersi, naświetlania, chemioterapie - Tak wyglądało ostatnich 7 lat życia Beaty. - Wracałam do pracy, gdy leczenie mi na to pozwalało, to były zwolnienia i powroty - opowiada. Teraz Beata jest już na rencie, choroba nie pozwala jej pracować.
Beata ma kolejne rozsiane, nieoperacyjne przerzuty w mózgu. - Od czerwca jestem w krytycznej sytuacji. Moje dotychczasowe leczenie zostało uznane za nieskuteczne i obecnie przyjmuję chemię, która ma mnie chronić przed kolejnymi przerzutami, jednak nie działa na te, które już mam w głowie! - opowiada.
Jedyna nadzieja
Lekarze z Łodzi powiedzieli Beacie, że na polskim rynku nie ma dla niej szansy. Barbara, siostra Beaty, wspomina: Polecana pani profesor z Warszawy powiedziała, że jedyna nadzieja to nierefundowany lek z USA. Na pytania o inne badania kliniczne rozłożyła ręce. Poleciła fundację i zachęciła do zbiórki. Jak powiedziała - na tego raka w Polsce nie ma leku.W USA w maju 2020 r. do obiegu trafił lek tucatinib, który skutecznie działa na pacjentki z HER2 dodatnim typem nowotworu, właśnie z przerzutami do mózgu. Lek nie jest jednak refundowany w Polsce, a miesięczna terapia kosztuje 76 tys. zł.
Dlatego od kilku tygodni trwa zbiórka pieniędzy. Beata razem z bliskimi każdą chwilę poświęca by zdobyć środki na leczenie ratujące życie. Zbiórka trwa na stronie Fundacji Alivia: https://skarbonka.alivia.org.pl/beata-szymanska
Niezwykła rodzina
Beata każdego dnia dziękuje za swoich bliskich. - Wiem, że gdyby nie moja rodzina, nie udałoby mi się przez to przejść. Są dla mnie najlepszą terapią - mówi pacjentka.Mama Beaty ma 70 lat, ale jest z nią na każdym badaniu i każdym podaniu chemioterapii. Siostra Barbara jest głównym doradcą Beaty i poszukiwaczem nowych terapii. Ostatnie siedem lat Barbara wspomina jako niekończące się jazdy po całej Polsce, na konsultacje z specjalistami z Warszawy, Gdańska, Szczecina. Z każdym przerzutem, z każda zmianą leczenia szukała dla siostry nowych możliwości.
Syn Beaty, 26 letni Bartek, od chwili gdy poznał cenę leku ratującego życie mamy, dzwoni, pisze, uruchamia wszystkie kontakty, prosi o wsparcie. Gdyby nie on, nie byłoby zbiórki oraz licytacji, w które zaangażowali się jego przyjaciele. Licytacje na rzecz leczenia Beaty trwają na: https://www.facebook.com/groups/licytacjedlabeaty
Barbara przyznaje - Cała rodzina chorowała przez te wszystkie lata. Ale teraz pojawił się cień nadziei. Ten lek, tucatinib, to jedyne, co może pomóc zahamować przerzuty zarówno w głowie, jak i inne.
Bartek wie, że skala zbiórki jest ogromna. Brakuje 20 tysięcy na jedną dawkę, a na jednej na pewno się nie skończy. Aby leczenie było skuteczne, potrzeba nawet 6 miesięcy terapii. Bartek wie, jaki ma plan. Uda się zebrać te kwotę. - Nie ma innej opcji. Wie też, o czym marzy. Chciałby zabrać mamę na koncert. W prezencie na święta kupiłem Mamie bilet na koncert Andrzeja „Piaska” Piasecznego, Mama przepada za nim. Ale nie poszła. Ze względu na chorobę, na epidemię COVID-19. Pójdziemy, gdy Piasek znów będzie w Łodzi. Na pewno - podkreśla.
- Nie załamywać się, myśleć pozytywnie. Każdy to mówi, ale ja wiem, że to nie banał – przyznaje Beata. Nie zamierzam się poddawać. Jestem też niezmiernie wdzięczna wszystkim, którzy dotychczas okazali mi pomoc i wsparcie. Potrzebuję Was by żyć - wyznaje.