Do groźnego incydentu doszło w pociągu TLK Hańcza z Suwałk do Krakowa. Skład planowo odjechał z Warszawy i udał się w kierunku stolicy Małopolski. Jak relacjonują pasażerowie, w jednym z wagonów zrobiło się bardzo gorąco.
- To wyglądało tak, jakby zepsuło się ogrzewanie i nie można go było wyłączyć. Po odjeździe z Warszawy przeszedł konduktor i powiedział, że można bezpłatnie zabrać wodę mineralną - relacjonuje jedna z pasażerek.
Jak ustalił reporter Super Expressu, był to wagon wyprodukowany w 1986 roku. Pociąg przyjechał przed czasem do stacji Opoczno Południe i wtedy zaczął się koszmar.
W pewnym momencie z ogrzewania zaczął unosić się dym, a w wagonie zrobiło się siwo. Pasażerowie ratowali się otwierając okna, ale z każdą sekundą było coraz gorzej.
- Zaraz wszyscy się podusimy! - zgłaszali podróżujący konduktorowi, który stał na peronie stacji.
W wagonie wyłączono zasilanie, a pasażerowie zostali ewakuowani do pozostałych wagonów pierwszej i drugiej klasy. Skład odjechał z Opoczna planowo, a zadymiony wagon został wyłączony z użytku.