Kiedy w minioną sobotę pani Marta (33 l.) zaczęła odczuwać pierwsze skurcze porodowe, poprosiła swojego męża Marcina (41 l.), by wsadził ją do auta i zawiózł do szpitala. Problem tylko w tym, że małżonkowie mieszkają w Opocznie, a dziecko miało urodzić się w oddalonym o ponad 80 kilometrów szpitalu w Łodzi. - Mamy bardzo duże zaufanie do lekarza, który tam prowadził ciążę żony od samego początku – mówi szczęśliwy tata. - Zadzwoniliśmy do niego i opisaliśmy, w jakim czasie możemy dotrzeć. Powiedział, żeby przyjechać.
O ile jednak drogami powiatu opoczyńskiego małżonkowie przejechali sprawnie, to już po przekroczeniu granic powiatu piotrkowskiego ruch bardzo się wzmógł. - Bałem się, że nie zdążymy – tłumaczy pan Marcin.
Dlatego kiedy w Sulejowie zobaczył jadący z naprzeciwka radiowóz zaczął do niego mrugać długimi światłami. Oba auta stanęły. - Panowie, potrzebujemy pomocy. Żona rodzi, a poród ma się odbyć w Łodzi. Nie zdążymy! – powiedział do policjantów.
Policjanci nie namyślając się wiele skontaktowali się z oficerem dyżurnym, po czym na sygnałach ruszyli w stronę stolicy województwa. Do pokonania było prawie 60 kilometrów. Akcja była tym bardziej utrudniona, że na granicy powiatu piotrkowskiego i łódzkiego wschodniego przyszłych rodziców musiał przejąć już inny patrol, a w samej Łodzi jeszcze kolejny. Udało się jednak wszystko zgrać w czasie i „konwój” bezpiecznie dotarł do szpitala. Tu mała Nikola przyszła na świat. Waży 2950 gramów i mierzy 55 centymetrów. Mama czuje się znakomicie.
- Jesteśmy ogromnie wdzięczni wszystkim policjantom, którzy brali udział w tej skomplikowanej operacji. Nie tylko tym w radiowozach, ale również tym, którzy wszystko koordynowali zza biurka – mówi pan Marcin.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj