Pani Katarzyna mieszka sama niedaleko siedziby łódzkiego pogotowia. Pewnego dnia jej znajoma - pani Teresa - zadzwoniła, ale kobieta nie odbierała. To zaniepokoiło jej koleżankę. Kobieta posiadała klucz do jej mieszkania i poszła sprawdzić, czy nie stało się nic złego. Po wejściu do mieszkania pani Teresa zobaczyła panią Katarzynę leżącą na podłodze. Kobieta była nieprzytomna i zziębnięta. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe.
Karetka przyjechała ponad godzinę po telefonie. Panią Katarzynę przewieziono do szpitala WAM. Lekarze zdiagnozowali wylew. Pogotowie tłumaczy, że jechało tak długo, bo w tym czasie miało wiele innych poważnych zgłoszeń, a to wezwanie nie zostało przez dyspozytora zakwalifikowane jako najpilniejsze. Czy dyspozytor nie powinien zakwalifikować zgłoszenia jako pilnego (kod czerwony)? Rzecznik pogotowia poinformował, że sprawa będzie wyjaśniana.
Źródło: lodz.wyborcza.pl