Łódź. Dziewczynka zostawiona w szpitalu przez matkę
Ośrodek Preadopcyjny Tula Lula przy fundacji Gajusz w Łodzi szuka domu dla ponaddwutygodniowej dziewczynki - informuje dzienniklodzki.pl. Maluszek ma 50 cm i waży niespełna 3 kg, ale jego mama, mimo że dała mu już imię, ostatecznie nie zabrała go ze szpitala. W ten sposób noworodek został 200. "tulisiem", bo tak nazywani są podopieczni łódzkiego ośrodka. Mimo tak traumatycznych doświadczeń już na początku życia, dziewczynka może liczyć na fachową opiekę.
W Tuli Luli pracują: fizjoterapeuta, neurologopeda, wychowawcy, pedagodzy, wychowawcy o specjalizacji pedagog lub pielęgniarka i wolontariusze. Ich zadaniem jest teraz m.in., by dziecko nie odczuło braku matki, dlatego opiekunki będą je nosić, przytulać i kierować w jego stronę same ciepłe słowa, tak jak zazwyczaj robią to rodzice. Dalsza część tekstu poniżej.
Czy noworodek znajdzie dom? Rodzina biologiczna najważniejsza
Najważniejszym zadaniem nowych opiekunów dziewczynki jest jednak znalezienie jej domu. Być może na jego stworzenie zdecyduje się ostatecznie jej matka, bo kobieta ma 4 tygodnie, by zmienić zdanie i zabrać córkę do siebie.
Jak informuje dzienniklodzki.pl, od początku istnienia łódzkiego ośrodka, tj. od niespełna 8 lat, udało się pomóc większości, ale nie wszystkim z 200 dzieci:
- 134 zostało adoptowanych;
- 28 zaopiekowali się rodzice zastępczy;
- 13 wróciło do domów biologicznych;
- 15 do tej pory przebywa w Tuli Luli;
- 3 umieszczono w rodzinnych domach dziecka;
- 4 nieuleczalnie chorych dzieci przebywa w hospicjum stacjonarnym;
- 3 dzieci, które były poważnie chore, zmarły.
Pracownicy ośrodka w pierwszej kolejności starają się, by dziecko wróciło do rodziny biologicznej.
- Dla nas to zawsze jest cud, kiedy, dziecko trafia do rodziny biologicznej i to jest zawsze dla dziecka najlepsze. Taki cud jest poprzedzony ciężką pracą pedagogów, psychologów, prawników, pracowników socjalnych - tłumaczy Aleksandra Marciniak z fundacji Gajusz, którą cytuje dzienniklodzki.pl