Łódź. Kulisy zabójstwa Arletty K.
Ciało zabitej Arletty został odnalezione 14 grudnia ubiegłego roku. Jej sąsiadów zaniepokoił nieprzyjemny zapach dochodzący z jej mieszkania. Kiedy powiadomiono służby, wewnątrz lokalu leżały rozkładające się już zwłoki kobiety z licznymi ranami kłutymi.
Policjanci już następnego dnia zatrzymali sprawcę tej makabrycznej zbrodni. W trakcie śledztwa okazało się, że Robert O. zabił swoją partnerkę 29 listopada, dwa dni po tym jak wyszedł z więzienia. Mężczyzna zarówno w trakcie prokuratorskiego postępowania, jak i przed sądem przyznał się do winy, ale szczegółów zdarzenia nie pamięta.
Zabójca nic nie pamięta. "Mam zupełnie czarną dziurę"
Przypomina sobie jedynie fakt, że tragicznego dnia razem z ukochaną pił alkohol i zażywał narkotyki. W pewnym momencie Arletta K. miała mu wypominać, że spotyka się z innymi kobietami. Co było dalej, tego Robert O. już nie wie.
- Mam zupełnie czarną dziurę w pamięci – opowiadał przed sądem. - Ocknąłem się dopiero w moim mieszkaniu. Na spodniach miałem ślady krwi. Wiem, że wszystkie dowody wskazują, że to ja ją zabiłem. Bardzo kochałem Arlettę, chciałem z nią spędzić resztę życia. Mieliśmy razem wyjechać do Holandii, aby zarobić na większe mieszkanie. Jest mi bardzo przykro i żałuję tego, co się stało, bo straciłem osobę, którą kochałem. To jest dla mnie największa kara - dodawał.
Robertowi O. za zabójstwo grozi teraz dożywocie.