Sprawa sięga końca ubiegłego roku. W tym przypadku przed ewentualną tragedią dzieci ustrzegła szkoła. Czujni okazali się nauczyciele 8-letniej dziewczynki, którzy zauważyli, że dzieje się z nią coś niedobrego - izoluje się od rówieśników i chodzi markotna. Dyrekcja szkoły zawiadomiła policję. Okazało się, że jednocześnie znęcanie się nad dziećmi zgłosiła siostra zmarłej przed kilkoma laty matki dziewczynek. Podczas badania tej sprawy policjanci zauważyli u dzieci siniaki na twarzy.
CZYTAJ TEŻ: Pijany 2-latek w szpitalu w Bełchatowie. Na jaw wyszła szokująca prawda! Chłopiec został upity [SZCZEGÓŁY]
- Policjanci chcąc zweryfikować zasadność doniesień udali się do miejsca zamieszkania rodziny. Zastali tam oskarżoną, która oświadczyła, że wraz z mężem dbają o wychowanie córek. Kobieta odmówiła jednakże policjantom wstępu do ich pokoju, twierdząc, że przebywają poza Łodzią u jej rodziny. Nie dając wiary kobiecie, funkcjonariusze dokonali dalszych sprawdzeń. Okazało się, że dziewczynki przebywają w swoich pokojach. Na twarzy starszej z nich stwierdzono ślady pobicia - opisuje prokuratura.
Na wniosek prokuratora sąd przesłuchał dziewczynki. Zebrano także inne dowody, które dały podstawę do zarzucenia mężczyźnie i jego żonie zarzutów znęcania się nad małoletnimi. Dotyczą one zarówno znęcania fizycznego i psychicznego, będącego w dużej mierze konsekwencją stosowania dolegliwych kar.
ZOBACZ: Tragedia na łódzkich Bałutach. Dwie osoby zginęły w pożarze
Gehenna dzieci mogła trwać 3 lata. Jak opisuje prokurator Krzysztof Kopania, rodzice dziewcząt w 2013 roku rozwiedli się. Córki trafiły pod opiekę matki. Po jej śmierci, od listopada 2014 roku zamieszkały z ojcem i jego nową partnerką, z którą od połowy 2016 roku zawarł związek małżeński.
Parze grożą kary pozbawienia wolności w wymiarze do lat 8. Dziewczynki trafiły pod opiekę ciotki, a kwestią władzy rodzicielskiej zajmuje się sąd rodzinny.