Obaj mężczyźni mieszkali na jednym osiedlu i często odwiedzali się w swoich domach. W trakcie jednej z takich wizyt u Jacka M., gospodarz w pewnym momencie się zdrzemnął. - Kiedy się obudziłem, zorientowałem się, że Tomek jest w mojej piwnicy – opowiada mężczyzna. - Spytałem się go, co tam robi. Odpowiedział, że czegoś szukał.
Po pewnym czasie przedsiębiorca zorientował się, że z tych pomieszczeń zginęły mu drogie narzędzia o wartości kilkunastu tysięcy złotych. Jego zdaniem za kradzież miał odpowiadać pan Tomasz. Kilka dni później podjechał autem pod dom kolegi. Brama wjazdowa na posesję była zamknięta, więc wyrwał ją z zawiasów, a następnie wparował do budynku i zaczął okładać znajomego pięściami.
- Działając w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia pokrzywdzonego zadawał zintensyfikowane uderzenia rękoma w głowę, w wyniku których doznał on stłuczenia mózgu, co doprowadziło do zgonu – mówił podczas odczytywania aktu oskarżenia prokurator Tomasz Chyła.
Przed sądem Jacek M. nie przyznał się do zabójstwa. - Chciałem go tylko pobić, a nie zabić. Dać mu nauczkę – mówił. - Żałuję tego, co się stało.
Tym słowom przysłuchiwał się brat zmarłego, Andrzej W. Mężczyzna nie wierzy w to, by pan Tomasz dopuścił się kradzieży. – Ten Jacek jest po prostu agresywny i chciał się wyżyć na moim bracie. Spytałem go, czy znalazł w domu Tomka jakieś skradzione narzędzia. Zaprzeczył – mówi.
Oskarżonemu grozi teraz dożywocie.