Koszmar zwierząt na fermie świń w Łódzkiem. Aktywistka Otwartych Klatek wszystko nagrała
Świnie z fermy w Bukowie Dolnym i Wodzinie Majorackim w województwie łódzkim przeżyły niewyobrażalnie cierpienie - ich koszmar opisali w reportażu Wirtualne Polski Paweł Figurski i Dariusz Faron. Nie byłoby to jednak możliwe bez udziału Weroniki, aktywistki stowarzyszenia Otwarte Klatki, która zatrudniła się w obu miejscach, by udokumentować bestialstwo stosowane wobec zwierząt. Jak wynika z relacji kobiety, której udało się to zresztą nagrać, przebywające w fermach świnie były m.in. rzucane o beton, przydeptywane i zabijane siekierą bez wcześniejszego ogłuszania, do czego obliguje polskie prawo. - To niedopuszczalne, by zwierzę było przydeptywane i bite na oślep po głowie czy karku, a następnie pozostawiane przy zachowaniu świadomości. Pracownik próbuje zabić zwierzę, po chwili wraca i dalej w nie uderza. W międzyczasie idzie uśmiercać inne zwierzęta. Absolutnie nie tak to powinno wyglądać. Nawet jeśli mamy ubój z konieczności, decyzję musi podjąć lekarz weterynarii – mówi mecenaska Angelika Kimbort, współpracująca z Otwartymi Klatkami, którą cytuje Wirtualna Polska.
Dzierżawca ferm łapie się za głowę
Jak informuje "Wirtualna Polska", sprawa znęcania się nad świniami w fermach z Łódzkiego została zgłoszona do prokuratury. Nagrania zobaczył również dzierżawca obu ferm, weterynarz z Podlasia, który rozpoznał na nich swojego pracownika. Mężczyzna nie miał zamiaru go bronić, a oglądając sceny rzezi zwierząt dosłownie złapał się za głowę.
- Świnie z nagrania w żadnym wypadku nie kwalifikowały się do uboju z konieczności, były to prawdopodobnie świnie wyciągnięte z kojców w celu leczenia i nikt o zdrowych zmysłach nie dobijałby takich świń, gdyż ich kondycja dawała nadzieję na wyleczenie i późniejszą sprzedaż do tuczu - powiedział Wirtualnej Polsce.
"Samowola załogi"
Przykłady znęcania się nad świniami na swoich fermach dzierżawca nazywa "samowolą załogi". Jak dodaje, chlewnia w Wodzinie Majorackim stoi już pusta, a cała produkcja przeniosła się do Bukowia Dolnego.
- Problem nieodpowiedniej opieki był mi znany i decyzja o zakończeniu produkcji zapadła wcześniej. Z produkcji na tej fermie zrezygnowałem m.in. za przyczyną wspomnianego pracownika, nie był w stanie zapewnić prawidłowej obsługi - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polskę.