Przerażające bestialstwo w fermie świń w Łódzkiem. Była pracownica: Miałam ochotę uciec, żeby na to nie patrzeć

i

Autor: Elsemargriet/cc0/Pixabay.com Świnie z fermy w Bukowie Dolnym i Wodzinie Majorackim w województwie łódzkim przeżyły niewyobrażalnie cierpienie, zdj. ilustracyjne

Piekło na ziemi

Przerażające bestialstwo w fermie świń w Łódzkiem. Była pracownica: "Miałam ochotę uciec, żeby na to nie patrzeć"

2023-06-01 11:22

Trudno uwierzyć w zdarzenia, jakich była świadkiem była pracownica fermy świń w Wodzinie Majorackim w Łódzkiem. Aktywistka stowarzyszenia Otwarte Klatki zatrudniła się tam, by pokazać, jakiego cierpienia doświadczają tam zwierzęta, ale sama miała trudności, by wytrzymać okrucieństwo, jakiemu są poddawane. Nawet dzierżawca fermy złapał się za głowę, po tym co zobaczył.

Koszmar zwierząt na fermie świń w Łódzkiem. Aktywistka Otwartych Klatek wszystko nagrała

Świnie z fermy w Bukowie Dolnym i Wodzinie Majorackim w województwie łódzkim przeżyły niewyobrażalnie cierpienie - ich koszmar opisali w reportażu Wirtualne Polski Paweł Figurski i Dariusz Faron. Nie byłoby to jednak możliwe bez udziału Weroniki, aktywistki stowarzyszenia Otwarte Klatki, która zatrudniła się w obu miejscach, by udokumentować bestialstwo stosowane wobec zwierząt. Jak wynika z relacji kobiety, której udało się to zresztą nagrać, przebywające w fermach świnie były m.in. rzucane o beton, przydeptywane i zabijane siekierą bez wcześniejszego ogłuszania, do czego obliguje polskie prawo. - To niedopuszczalne, by zwierzę było przydeptywane i bite na oślep po głowie czy karku, a następnie pozostawiane przy zachowaniu świadomości. Pracownik próbuje zabić zwierzę, po chwili wraca i dalej w nie uderza. W międzyczasie idzie uśmiercać inne zwierzęta. Absolutnie nie tak to powinno wyglądać. Nawet jeśli mamy ubój z konieczności, decyzję musi podjąć lekarz weterynarii – mówi mecenaska Angelika Kimbort, współpracująca z Otwartymi Klatkami, którą cytuje Wirtualna Polska.

Dzierżawca ferm łapie się za głowę

Jak informuje "Wirtualna Polska", sprawa znęcania się nad świniami w fermach z Łódzkiego została zgłoszona do prokuratury. Nagrania zobaczył również dzierżawca obu ferm, weterynarz z Podlasia, który rozpoznał na nich swojego pracownika. Mężczyzna nie miał zamiaru go bronić, a oglądając sceny rzezi zwierząt dosłownie złapał się za głowę.

- Świnie z nagrania w żadnym wypadku nie kwalifikowały się do uboju z konieczności, były to prawdopodobnie świnie wyciągnięte z kojców w celu leczenia i nikt o zdrowych zmysłach nie dobijałby takich świń, gdyż ich kondycja dawała nadzieję na wyleczenie i późniejszą sprzedaż do tuczu - powiedział Wirtualnej Polsce.

"Samowola załogi"

Przykłady znęcania się nad świniami na swoich fermach dzierżawca nazywa "samowolą załogi". Jak dodaje, chlewnia w Wodzinie Majorackim stoi już pusta, a cała produkcja przeniosła się do Bukowia Dolnego.

- Problem nieodpowiedniej opieki był mi znany i decyzja o zakończeniu produkcji zapadła wcześniej. Z produkcji na tej fermie zrezygnowałem m.in. za przyczyną wspomnianego pracownika, nie był w stanie zapewnić prawidłowej obsługi - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polskę.

Sonda
Czy kary za znęcanie się nad zwierzętami powinny zostać zaostrzone?
Wieża widokowa na Maślicach, z której nic nie widać
Nasi Partnerzy polecają