Maciej M. - 110 kilogramów wagi, wysoki krępej budowy ciała. Jak sam mówi, jego sylwetka to zasługa codziennych treningów na siłowni. Przed tymi feralnymi wydarzeniami był już karany za pobicie i groźby karalne.
Rafał F. to jego całkowite przeciwieństwo. Drobny, niski, bardzo szczupły. Przy wzroście 168 centymetrów waży zaledwie 60 kilogramów.
W wielkanocną niedzielę 2020 roku ten pierwszy wtargnął do mieszkania drugiego z mężczyzn żeby wyjaśnić nieporozumienia, do których doszło w trakcie rozmowy telefonicznej między nimi. Doszło do szarpaniny, w ruch poszły pięści. Dalej ich zeznania mocno się różnią.
- On wpadł do naszego mieszkania w strasznym amoku – mówi Rafał F.. - Zaczął mnie bić, uderzył moją żonę, która straciła przytomność. Potem zaczął po niej skakać. My byśmy tego nie przeżyli, dlatego złapałem za ten nóż – dodaje.
Maciej M. twierdzi z kolei, że wprawdzie szarpał się z właścicielem mieszkania i odepchnął jego żonę, ale po niej nie skakał. - Wyszedłem stamtąd, po chwili jednak postanowiłem wrócić, żeby załagodzić sprawę. Byłem już karany, nie chciałem mieć więcej problemów. Wszedłem do mieszkania i potem już nic nie pamiętam. Obudziłem się w szpitalu – utrzymuje.
Co ciekawe, prokuratura nie uznała, żeby najście Macieja M. na mieszkanie małżeństwa F. było przestępstwem. Zdecydowała za to, że Rafał F. przekroczył granice obrony koniecznej i oskarżyła go o zabójstwo. Grozi mu nawet dożywocie. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.