Emilia Białecka, ESKA INFO: Najpierw Brexit, teraz napaści na Polaków na północy Wielkiej Brytanii. Ostatnie pobicie miało miejsce zaledwie kilka dni temu w Leeds, poprzednie dwa - w tym jedno śmiertelne - w Harlow... Czy Ty i Twoja rodzina czujecie się bezpiecznie na Wyspach?
Kamil Świtalski: W okresie, w którym doszło do tego pobicia byłem na urlopie, więc przez jakiś czas byłem poza zasięgiem między innymi doniesień medialnych. Dopiero, kiedy wróciłem, miałem okazję do rozmów na ten temat. Na szkoleniu spotkałem między innymi dziewczynę, która mieszka w Harlow. Opowiadała, że grasuje tam gang młodocianych i że jest tam teraz dość niebezpiecznie, bo chodzą po mieście i zaczepiają, prowokują do bójek. Podobno w przypadku tego pobitego na śmierć gościa, usłyszeli, że mówi po polsku, zaczepili go i dalej poszło... Czy czuję się bezpiecznie... Powiem, że w mieście, w którym mieszkam nie ma zamieszek na tle rasowym. Jest tu tak, jak na całym świecie - są miejsca bezpieczne i mniej bezpieczne.
Mieszkasz na Wyspach już kilka lat, czy kiedykolwiek spotkałeś się tam z jakąkolwiek nietolerancją ze względu na pochodzenie? W pracy, w sklepie, na ulicy albo ze strony sąsiadów?
Nigdy. Mam wielu znajomych wśród Anglików i nigdy nie zauważyłem, by mieli jakiś problem z tym, że jestem z Polski. Są Polacy, którzy uważają, że to Anglicy powinni się do nich dopasować i najlepiej nauczyć się polskiego, a nie oni angielskiego... Zdarzają się i takie przypadki i nie zdziwi chyba fakt, że nie są lubiani. Jeśli jednak zachowujesz się normalnie, to jesteś traktowany na równi. Moja córka Amelka chodzi do szkoły z dziećmi różnych narodowości i nigdy nie spotkała się z jakąkolwiek dyskryminacją.
A jak wygląda kwestia Brexitu od środka? Co Twoi znajomi mówią o wyjściu z Unii? Są zaangażowani w ten temat?
Raczej większa grupa moich znajomych patrzy na wyjście Wielkiej Brytanii z Unii obojętnie, ale są też tacy, którzy byli za Brexitem, a co za tym idzie - za drastycznym ograniczeniem napływu imigrantów. Całe rodziny Rumunów przyjeżdżają do Anglii, tylko w jednym celu - żeby dostać dodatki... To jest tutaj prawdziwy problem.
Mówisz, że Brytyjczykom chodzi o zasiłki i miejsca pracy, które "zabierają" im imigranci, wobec tego, jaka atmosfera panuje u Ciebie w firmie?
Rok temu zmieniłem pracę i pracuję w firmie zajmującej się pakowaniem orzeszków na stanowisku lidera. Pracuje ze mną mieszanka narodowości: Polacy, Anglicy, Rumuni, Litwini, Portugalczycy... Atmosfera jest normalna, nie ma jakichś zatargów na tle narodowościowym. Moja narzeczona pracuje od 12 lat w jednym i tym samym banku, w którym również jest mieszanka narodowości, a mimo to, nie ma tam napiętych sytuacji z powodu tego, kim się jest.
Czy zastanawiałeś się, jak będzie wyglądało życie na Wyspach po Brexicie? Nie obawiasz się ograniczeń dotychczasowych uprawnień, takich jak prawo do zasiłków, a nawet prawo do pracy?
Życie raczej się nie zmieni. Będzie tak samo, jak jest, tylko będziesz musiała mieć pozwolenie na pracę i tym podobne. Czyli tak, jak w czasach, kiedy Zjednoczone Królestwo nie było w Unii, takie jest moje zdanie. Myślę, że te ograniczenia dosięgną tych, którzy będą chcieli tu przyjechać - jeżeli nie będą spełniać warunków, będą musieli dłużej czekać na zasiłki. Takie osoby jak ja, które mieszkają tu długo i pracują tu oraz żyją normalnie nie mają raczej powodów do obaw. Zresztą, najpierw niech to wszystko wejdzie w życie, bo nawet Anglicy nie wiedzą jeszcze za bardzo, co z tym zrobić.
Czy macie tam jakichś znajomych Polaków? Popieracie Brytyjczyków w ich wyborze odłączenia się od Unii?
Tak, mamy znajomych Polaków i to wielu. I oni, tak samo, jak w przypadku Anglików, są podzieleni. Jedni byli za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii, inni nie.
Cofnijmy się teraz trochę w czasie... Jak trafiłeś na Wyspy? Byłeś głodny przygody czy... "chleba"?
To było w marcu 2007 roku. Najpierw przyjechali tu moi rodzice wraz z siostrą. Ja miałem jeszcze rok szkoły do zrobienia i dopiero po jej ukończeniu pojechałem do UK. Przyjechałem tu ze swoją ex za pracą, spróbować, zobaczyć, jak to będzie i tak już zostałem. I jestem zadowolony. Ona po roku wróciła z powrotem do kraju. Natomiast ja, na Sylwestrze u znajomych poznałem moją obecną narzeczoną, Milenę.
Opowiedz o pierwszych przyjaźniach z Brytyjczykami. Łatwo było nawiązać nowe znajomości?
Pierwszymi Brytyjczykami, z którymi się zaprzyjaźniliśmy, byli sąsiedzi zza płotu. Chris i jego kobieta są młodymi ludźmi, są bardzo w porządku. Zapoznaliśmy się przez płot podczas grilowania. Oni robili grilla i my też i jakoś tak wszystko naturalnie samo wyszło. Zaczęło się od gadki "skąd jesteście", "gdzie pracujecie"? Jakoś rozmowa się kleiła, chociaż mój angielski wtedy nie był za dobry, więc doszła do tego gestykulacja, było zabawnie. Później ludzi poznawało się w pracy, a potem znajomych znajomych. W tej chwili mamy ich całkiem sporo.
A jak wygląda życie? Faktycznie jest lepiej niż w Polsce, łatwiej?
Tu, mimo, że również trzeba chodzić do pracy i robić wszystko to, co w Polsce, życie jest łatwiejsze. Jeżeli dwie osoby pracują na przykład w fabryce, rodzinę stać jest na normalne życie, a nie egzystowanie na zeszyt, tak jak w Polsce. Zawsze, jak jedziemy do kraju, zastanawiamy się, jak ludzie tam żyją. Dla nas, na nasze zarobki, w Polsce jest dużo drożej niż w Anglii.
Myśleliście kiedykolwiek o powrocie do kraju? Dopuszczacie taką ewentualność, na przykład po Brexicie?
Nie. Nie myślimy o powrocie do Polski. Mamy wszystko tutaj: dom, pracę... Tu mamy ułożone życie. A jak będzie taka konieczność, choć nie sądzę, że po Brexicie nasza sytuacja zmieni się na tyle, żebyśmy musieli stąd uciekać, to na pewno nie do Polski, tylko gdzieś dalej, na przykład do Australii.