4-latek uderzony drzwiami przez ojca. Gdy kobieta trzymała go na rękach, miał się rozegrać prawdziwy dramat

i

Autor: Shutterstock Znajoma matki 4-latka, który został uderzony drzwiami przez ojca, ma duże pretensje do szpitala w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie trafił chłopiec, zdj. ilustracyjne

Co się wydarzyło w szpitalu?

4-latek uderzony drzwiami przez ojca. Gdy kobieta trzymała go na rękach, miał się rozegrać prawdziwy dramat

2023-06-02 4:50

Znajoma matki 4-latka, który został uderzony drzwiami przez ojca, ma duże pretensje do szpitala w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie trafił chłopiec. Z relacji kobiety wynika, że gdy jeszcze trzymała go na rękach, lekarz dyżurujący na SOR-ze powiedział, że niewiele może w tej sprawie zrobić. Mężczyzna miał się skarżyć, że dziecko płacze i jest "niewspółpracujące".

4-latek uderzony drzwiami przez ojca. Co się stało w szpitalu w Tomaszowie Mazowieckim?

Kobieta towarzysząca matce 4-latka, który został uderzony drzwiami przez ojca, ma pretensje do szpitala w Tomaszowie Mazowieckim - informuje nasztomaszow.pl. Do zdarzenia doszło w drugiej połowie maja, a gdy do mieszkania rodziny zawitali policjanci, ujawnili, że chłopiec został poszkodowany w wyniku nieszczęśliwego wypadku, bo mężczyzna nie wiedział, że jego syn stoi za drzwiami. Z kolei jego matka została pouczona przez mundurowych o przysługujących jej prawach. Choć maluch nie odniósł poważnych obrażeń, zapadła decyzja o zabraniu go do powyższej placówki, w drodze do której matce 4-latka towarzyszyła jej znajoma. To właśnie ona postanowiła opisać w mediach społecznościowych wydarzenia ze szpitalnego oddziału ratunkowego szpitala, które jej zdaniem nie powinny mieć miejsca, bo kobiety miały zostać odesłane do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Oba miasta dzieli ponad 70 km.

- Kiedy pojechałyśmy na SOR, gdzie bardzo szybko zostałyśmy przyjęte, za co dziękujemy, pan doktor stwierdził, że nic nie może zrobić, że jedynie może sprawdzić źrenice i to wykonał, kiedy dziecko było na moich rękach. Pytałyśmy, czy możemy zrobić prześwietlenie. Pan doktor odpowiedział, że nie, bo dziecko płacze i jest niewspółpracujące i że nie ma sensu robić części badań w jednym szpitalu a części drugim. Gdyby było zagrożenie życia, to wtedy wysłaliby dziecko karetką do Łodzi. To ja się pytam: po co jest ten SOR? - relacjonuje kobieta, którą cytuje nasztomaszow.pl.

Kobieta dodaje, że matka dziecka była roztrzęsiona całym zdarzeniem, dlatego jej zdaniem lekarz powinien był ją uspokoić, sprawdzając ponadto, czy 4-latek nie ma zasinień bądź innych śladów. Całe zdarzenie określa ponadto mianem "znieczulicy".

Szpital odnosi się do zarzutów

O całej sprawie dowiedział się szpital, który opublikował na swojej stronie internetowej oświadczenie. Dr n. med. Wiesław Chudzik, prezes zarządu placówki, poinformował w nim, że zostały uruchomione procedury, które mają w przyszłości zapobiec podobnym przypadkom. Mężczyzna zapowiada ponadto, że w przypadku stwierdzenia niedociągnięć wobec odpowiedzialnych za nie osób zostaną wyciągnięte konsekwencje. Jego zdaniem do zamieszania z przyjęciem 4-latka doszło w wyniku tego, że SOR i NPL, czyli Nocna Pomoc Lekarska, działają osobno, co zmieni się z kolei z dniem 1 lipca, gdy zostaną połączone. Feralnego dnia kobiety pojawiły się na pierwszym z oddziałów, gdzie przyjmowane są przypadku wymagające pilnej interwencji lekarskiej, z kolei lekarz pediatra, który mógłby się ewentualnie zająć chłopcem, był w tym czasie dostępny w NPL. Jak dodaje, dziecko odniosło obrażenia głowy, co wymaga zawsze konsultacji chirurga dziecięcego, którego w szpitalu w Tomaszowie Mazowieckim po prostu nie ma.

Sonda
Jak oceniasz jakość publicznej służby zdrowia w Polsce:
Młody policjant zginął tragicznie. Ostatnie pożegnanie funkcjonariusza
Listen on Spreaker.
Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany