Cesarka. 49-latka, która ratowała psa, porażona prądem
10-krotnie wyższe natężenie prądu niż zazwyczaj mogło doprowadzić do ciężkich poparzeń ciała u 49-latki. Kobieta została ranna w wypadku w piątek, 2 maja, na terenie ośrodka szkoleniowo-wypoczynkowego w Cesarce pod Strykowem, którego była gościem. Jak wynika ze wstępnych ustaleń policji, 49-latka próbowała wyciągnąć ze stawu swojego psa, który nie mógł sam opuścić zbiornika. Okazało się, że zarówno zwierzę, jak i poszkodowana zostali porażeni prądem, bo w wodzie z nieznanych przyczyn znajdowały się kable pastucha elektrycznego.
- Kobieta zdołała jeszcze wezwać pomocy, co usłyszał świadek zdarzenia. Mężczyźnie udało się oswobodzić ją i pchnąć w kierunku brzegu, wskutek czego również został ranny. O ile wymagał on tylko pomocy medycznej na miejscu zdarzenia, o tyle kobieta została poważnie ranna, dlatego do szpitala zabrał ją śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - powiedział "Super Expressowi" podkomisarz Robert Borowski, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Zgierzu.
Jest śledztwo prokuratury
49-latka trafiła do jednej z placówek w Łodzi, będąc nieprzytomną i odnosząc poparzenia ciała 3. stopnia. Mimo że jej stan zdrowia się poprawił, cierpi teraz na zaburzenia pamięci. Jej pies zginął. Tymczasem sprawą zdarzeń z ośrodka w Cesarce zajęła się również prokuratura.
- Czynności na miejscu wykonywali policjanci i biegły elektryk. Sprawdzamy teraz, dlaczego kable pastucha były w wodzie, dlaczego miał on natężenie prądu 10 razy wyższe niż standardowe w tego typu urządzeniach i kto za to odpowiada - przekazał "Super Expressowi" Paweł Jasiak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
O sprawie napisał wcześniej tvn24.pl.
