BMW Sebastiana M. w ogóle nie powinno być na drodze! Kosmiczna prędkość, antyradar policyjny i liczne modyfikacje

2025-08-18 12:34

Sebastian M. stanie na początku września przed sądem w Piotrkowie Trybunalskim za spowodowanie wypadku na A1, w którym zginęła 3-osobowa rodzina. Z aktu oskarżenia wynika, że BMW mieszkańca Łodzi w ogóle nie powinno wyjechać na polskie drogi. Samochód miał liczne modyfikacje, które pozwalały, by auto rozwijało prędkość znacznie powyżej 300 km/h. W pojeździe był również antyradar policyjny.

  • Prokuratura oskarża Sebastiana M. o spowodowanie wypadku na A1 zmodyfikowanym BMW, które osiągało prędkości przekraczające 300 km/h.
  • Biegli ustalili, że pojazd nie miał homologacji do jazdy z taką prędkością, a kierowca celowo zwiększył jego moc, dodatkowo używając nielegalnego antyradaru.
  • Zeznania świadków i nagrania wskazują, że Sebastian M. jechał agresywnie, a jego auto, rozpędzone do ponad 300 km/h, uderzyło w kię, która stanęła w płomieniach.
  • Jakie nowe fakty dotyczące wypadku i zachowania kierowcy ujawniono w akcie oskarżenia?

BMW Sebastiana M. przeszło liczne modyfikacje. Nie powinno wyjechać na drogę

Mimo że BMW b7 Alpine, którym jechał Sebastian M. w czasie wypadku na A1, mogło nominalnie rozwinąć prędkość 300 km/h, mężczyzna zainwestował w przeróbki, by jeszcze bardziej zwiększyć moc silnika - informuje "Fakt". Śledczy z prokuratury w Katowicach, którzy skierowali akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie, nie mają wątpliwości: samochód po takich modyfikacjach nie był objęty homologacją producenta i "nie powinien uczestniczyć w ruchu, ponieważ stwarzał realne zagrożenie dla bezpieczeństwa", co można wyczytać w powyższym dokumencie opublikowanym przez portal Gazetatrybunalska.info.

BMW Sebastiana M. zostało dopuszczone do ruchu na podstawie świadectwa homologacji producenta pojazdu z 2019 r., ale jak ustalili biegli, ingerencja w układ sterowania silnikiem, pozwoliła mieszkańcowi Łodzi na jazdę z prędkością 315-329 km/h. Miał ją osiągnąć na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim, ale jeszcze zanim doszło do zderzenia z kią ofiar. Jak dodają biegli, auto nie miało ponadto ogumienia przystosowanego do jazdy z taką prędkością - gwarancje obejmowały "tylko" prędkość do 300 km/h.

Zachowanie Sebastiana M. poprzedzające moment wypadku zarejestrowały kamery na A1 i wideorejestratory z innych pojazdów, a jeden ze świadków przyrównał odgłos wydawany przez BMW do dźwięku "nisko lecącego samolotu". W tym czasie mężczyzna miał migać światłami, by wymusić na innych kierowcach zjechanie na prawy pas. 

Kia, którą podróżowała rodzina, jechała środkowym pasem. Biegli ustalili, że w chwili zderzenia samochód ofiar nie zmieniał pasa. Pojazdy Sebastiana M. i Patryka B. mijały się na łuku drogi. Sebastian M. pędził lewym pasem, stracił kontrolę nad pojazdem. Próbował odbić, maksymalnie skręcił kierownicę w lewo, licząc, że przywróci rozpędzony samochód na właściwy tor. Włączył się system korygujący tor jazdy, M. użył hamulca ręcznego. Nic nie pomogło. Z impetem zahaczył o kię, którą obróciło. Potem auto ofiar wypadku uderzyło w barierki i natychmiast stanęło w płomieniach - informuje "Fakt" powołując się na akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie.

To nie wszystko, bo w BMW mieszkańca Łodzi był również zamontowany antyradar policyjny, co jest w Polsce nielegalne. To urządzenie elektroniczne, które wykrywa i informuje kierowcę o obecności radarów policyjnych lub innych urządzeń do pomiaru prędkości.

Spłonęli w aucie, bo staranował ich pirat z BMW
Super Express Google News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki