- Prokuratura oskarża Sebastiana M. o spowodowanie wypadku na A1 zmodyfikowanym BMW, które osiągało prędkości przekraczające 300 km/h.
- Biegli ustalili, że pojazd nie miał homologacji do jazdy z taką prędkością, a kierowca celowo zwiększył jego moc, dodatkowo używając nielegalnego antyradaru.
- Zeznania świadków i nagrania wskazują, że Sebastian M. jechał agresywnie, a jego auto, rozpędzone do ponad 300 km/h, uderzyło w kię, która stanęła w płomieniach.
- Jakie nowe fakty dotyczące wypadku i zachowania kierowcy ujawniono w akcie oskarżenia?
BMW Sebastiana M. przeszło liczne modyfikacje. Nie powinno wyjechać na drogę
Mimo że BMW b7 Alpine, którym jechał Sebastian M. w czasie wypadku na A1, mogło nominalnie rozwinąć prędkość 300 km/h, mężczyzna zainwestował w przeróbki, by jeszcze bardziej zwiększyć moc silnika - informuje "Fakt". Śledczy z prokuratury w Katowicach, którzy skierowali akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie, nie mają wątpliwości: samochód po takich modyfikacjach nie był objęty homologacją producenta i "nie powinien uczestniczyć w ruchu, ponieważ stwarzał realne zagrożenie dla bezpieczeństwa", co można wyczytać w powyższym dokumencie opublikowanym przez portal Gazetatrybunalska.info.
BMW Sebastiana M. zostało dopuszczone do ruchu na podstawie świadectwa homologacji producenta pojazdu z 2019 r., ale jak ustalili biegli, ingerencja w układ sterowania silnikiem, pozwoliła mieszkańcowi Łodzi na jazdę z prędkością 315-329 km/h. Miał ją osiągnąć na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim, ale jeszcze zanim doszło do zderzenia z kią ofiar. Jak dodają biegli, auto nie miało ponadto ogumienia przystosowanego do jazdy z taką prędkością - gwarancje obejmowały "tylko" prędkość do 300 km/h.
Zachowanie Sebastiana M. poprzedzające moment wypadku zarejestrowały kamery na A1 i wideorejestratory z innych pojazdów, a jeden ze świadków przyrównał odgłos wydawany przez BMW do dźwięku "nisko lecącego samolotu". W tym czasie mężczyzna miał migać światłami, by wymusić na innych kierowcach zjechanie na prawy pas.
- Kia, którą podróżowała rodzina, jechała środkowym pasem. Biegli ustalili, że w chwili zderzenia samochód ofiar nie zmieniał pasa. Pojazdy Sebastiana M. i Patryka B. mijały się na łuku drogi. Sebastian M. pędził lewym pasem, stracił kontrolę nad pojazdem. Próbował odbić, maksymalnie skręcił kierownicę w lewo, licząc, że przywróci rozpędzony samochód na właściwy tor. Włączył się system korygujący tor jazdy, M. użył hamulca ręcznego. Nic nie pomogło. Z impetem zahaczył o kię, którą obróciło. Potem auto ofiar wypadku uderzyło w barierki i natychmiast stanęło w płomieniach - informuje "Fakt" powołując się na akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie.
To nie wszystko, bo w BMW mieszkańca Łodzi był również zamontowany antyradar policyjny, co jest w Polsce nielegalne. To urządzenie elektroniczne, które wykrywa i informuje kierowcę o obecności radarów policyjnych lub innych urządzeń do pomiaru prędkości.
