Był słoneczny poranek, 18 czerwca 1995 roku. Pochodząca spod Łomży Hanna spała smacznie w swoim pokoju nr 809 na VI piętrze X Domu Studenta - akademika popularnie zwanego „Olimpem”. Kilka godzin wcześniej młoda kobieta brała udział w spotkaniu towarzyskim z grupą znajomych. W tym gronie był Mirosław Ż.
Gdy rano uczestnicy imprezy zaczęli się rozchodzić, on wparował do pokoju Hani. Brutalnie ją zgwałcił, a potem zamordował.
CZYTAJ TEŻ: Po gwałcie i zabójstwie studentki z Łodzi ukrywał się w Rosji. Po ponad 25 latach usłyszy wyrok
Policjanci szybko po zabójstwie ustalili, że jego sprawcą może być Mirosław Ż., ale mężczyzna zapadł się pod ziemię. Zerwał wszelkie kontakty z rodziną i słuch po nim zaginął. Śledczy nie siedzieli jednak z założonymi rękoma. Podejrzewali, że morderca mógł uciec za granicę i zmienił nazwisko. Wreszcie po ponad 25 latach od zabójstwa dopadli go w rosyjskim Iwanowie, skąd został deportowany do Polski w lutym tego roku. Niedługo potem stanął przed sądem.
- Używając przemocy polegającej na duszeniu pokrzywdzonej i biciu jej po twarzy doprowadził ją do obcowania płciowego, posługując się przy tym ze szczególnym okrucieństwem ostrym narzędziem, spowodował u niej pęknięcia skóry w okolicach krocza oraz obrażenia odbytu, a następnie poprzez zagardlenie rękami i zasłonięcie otworów oddechowych spowodował jej śmierć na skutek uduszenia – grzmiał na sali sądowej prokurator.
Mirosław Z. do winy się nie przyznał zasłaniając się niepamięcią. Zdaniem sądu jednak to on odpowiada za wyjątkowo brutalne pozbawienie Hani życia i skazał go na 25 lat więzienia. Jednocześnie pozbawił oskarżonego praw publicznych na 10 lat. Skład sędziowski uznał, że najważniejszymi dowodami świadczącymi o winie Mirosława Ż. są przede wszystkim ślady biologiczne zabezpieczone zarówno na odzieży ofiary, jak i sprawcy.
- W ocenie sądu niewątpliwie doszło do zgwałcenia pokrzywdzonej - mówił sędzia Tomasz Krawczyk. - Dowody nie wskazują jednak na to, że oskarżony pobił wcześniej zmarłą.
Sąd ogłaszając wyrok opierał się na obowiązującym w dniu zdarzenia kodeksie karnym, w którym za zabójstwo groziło do 25 lat więzienia. Obowiązywała jeszcze wówczas co prawda kara śmierci, ale w praktyce była orzekana w pojedynczych przypadkach, a miesiąc po zabójstwie Hani zawieszono jej wykonywanie. Przepisy nie przewidywały kary dożywotniego pozbawienia wolności.