Robert Ł. i Dagmara K. mieszkali w jednej z kamienic przy ul. Pomorskiej. Kilkaset metrów od słynnej ulicy Piotrkowskiej. Choć na pierwszy rzut oka tworzyli zgraną parę, to kobieta miała słabość do innych przedstawicieli płci przeciwnej. Namiętność, która omal nie skończyła się dla niej tragicznie. W lipcu ubiegłego roku jej zazdrosny partner urządził swojej ukochanej karczemną awanturę, w trakcie której chwycił za nóż.
- Działając z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia, zadał jej kilkanaście ciosów nożem w szyję, klatkę piersiową i kończyny górne, przy czym przynajmniej jedna z doznanych przez nią ran tylnej powierzchni szyi penetrowała głęboko w bezpośrednim pobliżu głównych pni naczyniowych, lecz zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na postawę pokrzywdzonej – mówi prokurator Aleksandra Alama.
Dagmarze K. udało się uciec i wezwać pomoc. Trafiła do szpitala, gdzie przeszła operację ratującą jej życie. Robert Ł. został zatrzymany, usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa, a sąd umieścił go w areszcie śledczym, w którym przebywa do dziś.
Jego kochanka po wyjściu ze szpitala ponownie zjawiła się w ich wspólnym mieszkaniu, w którym dość często gościła innych mężczyzn. Po jednej z takich wizyt na drzwiach lokalu pojawił się najpewniej wykonany na zlecenie oskarżonego napis zwiastujący kłopoty: „K..wo wruce” (pisownia oryginalna – przyp. red.). Od tamtej pory kobieta zaczęła się ukrywać. Nie może jej znaleźć ani prokuratura, ani policja, ani sąd, przed którym rozpoczął się właśnie proces Roberta Ł., któremu grozi nawet dożywocie.