Sebastian M. jak Piotr Obarzanek? 45-latek ukrywa się w Dubaju
Nie tylko Sebastian M. ukrywa się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Jak informuje Fronstory.pl, kilka lat temu wyjechał tam Piotr Obarzanek, który jest poszukiwany listem gończym od 2019 r. 45-latek jest podejrzany o popełnienie kilku przestępstw, o których informuje policja na swojej stronie internetowej:
- Art. 180a: prowadzenie, na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub w strefie ruchu, pojazdu mechanicznego nie stosując się do decyzji właściwego organu o cofnięciu uprawnienia do kierowania pojazdami;
- Art. 226 § 1: znieważanie funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych;
- Art. 258 § 3: zakładanie lub kierowanie grupą albo związkiem określonymi w art. 258 § 1, w tym mającymi charakter zbrojny.
Mimo tych zarzutów organy ścigania w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nawet nie zatrzymały mężczyzny, więc trudno w tym kontekście mówić o jakiejkolwiek ekstradycji. Piotr Obarzanek żyje na miejscu niczym król, chwaląc się na profilu instagramowym wytwórni L.A. Music Records swoim luksusowym życiem, na którym widzimy fotografie m.in. z Dubaju. Dalsza część tekstu poniżej.
Sebastian M. nie wróci do Polski?
Jak informuje Onet, zdaniem jednego z Polaków mieszkających w Dubaju podobnie mogą wyglądać dalsze losy Sebastiana M., którego mimo zatrzymania w październiku 2023 r. trudno będzie ściągnąć do naszego kraju. Jak ujawnia, o domniemanego sprawcę wypadku na A1 pytają też nowo przybyli do Emiratów rodacy, choć raczej ze zwykłej ciekawości. Sprawa kierowcy BMW jest znana jednak nie tylko w środowisku Polonii, bo jak kontynuuje, "lokalne środowiska prawnicze w prywatnych rozmowach gratulują biegłości tym, którzy przyczynili się do obecnej bezkarności" Sebastiana M.
Jak dodaje rozmówca Onetu, powołując się na dostęp do odpowiednich rejestrów w ZEA, kierowca BMW wcale nie otrzymał w Emiratach "złotej wizy", czego zresztą nie udało się jeszcze potwierdzić polskim służbom.
- On ma rezydencję w ZEA, ale to zwykła, czyli dwuletnia wiza, relatywnie łatwo dostępna i konieczna dla obywatela Polski czy Unii Europejskiej, który chce lub musi spędzić w ZEA więcej niż 90 dni. W przeciwnym razie każdy kolejny dzień pobytu wiąże się z dodatkowymi opłatami. W tym przypadku jest to konieczność, a nie przywilej - wyjaśnia.