Pani Katarzyna cierpi na raka mózgu, a szpitale przekładają jej operację
Pani Katarzyna Piekielna, 40-letnia pracowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi w lipcu zeszłego roku usłyszała straszną diagnozę. Kobieta cierpi na raka mózgu i wymaga pilnej operacji, tymczasem szpitale już kilkukrotnie przekładały terminy zabiegu, bez wskazania nowej daty operacji. Najpierw pacjentkę z niczym i to trzykrotnie odprawił szpital w Bydgoszczy, a następnie taki sam los spotkał ją w Zgierzu. Wszystkiemu winna jest pandemia koronawirusa, której skutkiem jest między innymi ograniczenie działalności służby zdrowia, zwłaszcza w placówkach, które są przekształcane w szpitale covidowe. - Poczułam się olana, to był bardzo duży dyskomfort, tym bardziej, że nie byłam jedyną pacjentką w tym dniu. Przyjeżdżali tam starsi ludzie i tak samo byli zdezorientowani. Nie było, do kogo zadzwonić i kogo zapytać się o to, co dalej. Nikt nawet nie powiedział nam przepraszam – tak o wizycie w szpitalu w Bydgoszczy opowiada reporterom programu "UWAGA!" TVN pani Katarzyna Piekielna.
PRZECZYTAJ: Łódź. Maleńka Martynka nie może dłużej czekać. Za miesiąc stanie się coś strasznego
O sprawie pani Katarzyny został poinformowany oddział Narodowego Funduszu Zdrowia w Łodzi, który obiecał pomoc w znalezieniu placówki mogącej podjąć się operacji pacjentki. 40-latka twierdzi jednak, że jej przypadek jest na tyle trudny, że zabieg może być przeprowadzony tylko przez jednego z kilku specjalistów-neurochirurgów w Polsce, dlatego kobieta woli poczekać, aż szpital w Zgierzu zostanie "odmrożony". Tym bardziej, że prawdopodobnie stanie się to szybciej, niż trwałoby zakończenie procedur w NFZ oraz znalezienie terminu u kolejnego lekarza, który miałby zająć się pacjentką. - Mam wielkie pretensje do rządu, do zarządzających i to bym chciała wyrazić bardzo głośno. Chciałabym, żeby znalazł się prawnik, który wziąłby sprawę wszystkich ludzi, którzy zostali w takiej sytuacji jak ja i wystosował pozew zbiorowy o narażanie naszego życia i naszego zdrowia, bo taka jest prawda. Pacjenci są podzieleni na ważnych i nieważnych. Nie mówi się o tym, ilu pacjentów zmarło, nie doczekawszy na pomoc. Gdyby chodziło tylko o mnie, to nie wiem, czy byśmy ten program robili. To są jednak tysiące pacjentów, którzy są w takiej sytuacji jak ja, gdzie przekłada się operacje, bo są mniej ważne. Wychodzi na to, że jak nie mam Covidu, tylko raka, to mogę sobie umrzeć - powiedziała w programie "UWAGA!" pani Katarzyna.