Michał musiał zmagać się nie tylko z dziką przyrodą. Po kilku dniach na trasie okazało się, że chroniący przed ekstremalnym zimnem śpiwór jest uszkodzony. - To był jeden z momentów grozy. Osoba bardzo życzliwa, która chciała pomóc postanowiła, w momencie kiedy ja spałem, wysuszyć mi śpiwór - wrzuciła go do suszarki, efekt był dosyć opłakany. Śpiwór został popalony i w zasadzie najważniejszy element wyposażenia od piątego dnia był uszkodzony, trzeba go było naprawiać - opowiada ultramaratończyk.
ZOBACZCIE materiał filmowy z NOWA TV 24 GODZINY:
Naprawa śpiwora zajęła cały dzień. Michał biegł na mrozie sięgającym ponad - 40 st.C. Szedł przez góry, zamarznięte rzeki i jeziora, brnął w śniegu po pas. Po drodze miał mnóstwo przygód i nie raz przeżył chwile grozy. - Moją tajną bronią przyczepioną do sanek były narty biegowe, które sprawiały, że te sanki poruszały się jeszcze sprawniej i to te narty zdarły się całkowicie i były w zasadzie do wyrzucenia na 20-30 kilometrów przed osiągnięciem tej linii mety. Na szczęście te narty właśnie uchroniły sanki przed uszkodzeniem - wspomina.
Czytaj też: Kontrowersyjna wystawa z ludzkich ciał dotarła do Łodzi. Body Worlds jednych przeraża, innych fascynuje [WIDEO]
Celem tegorocznej wyprawy Michała było zebranie pieniędzy dla psów z polskich schronisk. Przed wyprawą prosił, żeby każdy, kto mu kibicuje wpłacił choćby grosz za każdy kilometr, który pokona. Akcja wciąż trwa - szczegóły na facebooku RunDog Michał Kiełbasiński.