Zabójstwo 39-letniej Gosi w Łodzi. Sprawca dopadł ją w drodze na przystanek
Tylko kilkaset metrów miała do pokonania z domu na przystanek 39-letnia Gosia, ale to wystarczyło, by padła ofiarą zbrodni - informuje dziennniklodzki.pl. Kobieta zaginęła na terenie dzielnicy Łódź Górna 26 lipca 2007 r., ale dopiero pod koniec maja br., po 16 latach poszukiwań, okazało się, że została zabita. Do szczegółowo zaplanowanego morderstwa przyznał się 42-letni obecnie mieszkaniec Łodzi. Swoją ofiarę namierzył ledwie dzień wcześniej, ale wystarczyło mu to, by na pobliskim terenie leśnym wykopać zawczasu grób, który został odnaleziony dopiero kilka tygodni temu. Jak wynika z ustaleń śledczych, feralnego dnia kobieta, mieszkanka Starowej Góry, wyszła jak zwykle do pracy w szwalni w Łodzi, gdzie musiała dojechać ze znajdującego się nieopodal przystanku przy ul. Granicznej. Dzieliło go od jej domu nie więcej niż 500-700 m, ale trasa prowadziła przez las. To tam doszło do zabójczego ataku, w czasie którego podejrzany próbował najpierw zgwałcić 39-latkę, a gdy to się nie udało, uderzył ją w głowę i zaczął dusić. Jednocześnie docisnął jej klatkę piersiową kolanami, doprowadzając do śmierci poszkodowanej.
- Gosia miała oryginalną urodę. Wyszła za mąż za Algierczyka. Ma z nim starszego syna. Młodszy jest dzieckiem partnera. Wiemy, że jakiś czas mieszkała w Algierii, ale wróciła do Polski. Na nowo ułożyła sobie życie - mówi serwisowi dzienniklodzki.pl. mieszkanka Starowej Góry.
Partner kobiety odprowadzał ją przez las, ale tylko jesienią i zimą
Nowy ukochany Gosi zawsze odprowadzał ją na przystanek z psami, ale tylko jesienią i zimą - wiosną i latem, gdy było już jasno, kobieta pokonywała leśną drogę sama. Po jej śmierci synowie, którzy mieli wtedy 9 i kilkanaście lat, trafili pod opiekę babci ze strony matki. Nadal nie wiadomo, w jaki sposób zajmujące się sprawą "Archiwum X" KWP w Łodzi zdobyło nowe informacje w tej sprawie, ale wystarczyły one, by w grudniu ub.r. wszcząć w rejonie zaginięcia 39-latki poszukiwania, które zakończyły się pod koniec maja.
- Myśleliśmy, że to jakiś developer przygotowuje teren pod budowę. A tu szukali tej Gosi. Ja nawet jej nie znałem, bo do Starowej Góry sprowadziłem się jak już zaginęła. Opowiadali o jej sprawie sąsiedzi. A ja mieszkam bardzo blisko jej domu - mówi serwisowi dzienniklodzki.pl jeden z mieszkańców.