Nastolatka z Pabianic walczyła o życie po wypadku na trampolinie. Jej ojciec mówi o "haraczu" dla firmy odszkodowawczej
Jak informuje program "Uwaga" emitowany na antenie TVN, rodzice Ksenii z Pabianic, poszkodowanej w wypadku na trampolinie, walczyli o odszkodowanie przez 3 lata. Ich koszmar rozpoczął się w październiku 2019 r., gdy dziewczyna wybrała się na miejski plac zabaw, by poskakać na trampolinie. Nie zauważyła, choć to nie jej wina, że opadł od niej kawałek gumy, który znaleziono następnego dnia. Wskutek tej usterki 12-letnia wtedy poszkodowana zahaczyła nogą o niezabezpieczony fragment trampoliny i po utracie równowagi upadła prosto na beton. Po tym jak trafiła do szpitala, jej rodzice usłyszeli, że muszą się przygotować na najgorsze. Życie Ksenii udało się ostatecznie uratować, ale nastolatce usunięto jedną nerkę, a przez wiele kolejnych miesięcy doskwierały jej wątroba i śledziona, również uszkodzone w czasie wypadku. Wkrótce wyszło na jaw, że za niewłaściwe zabezpieczenie placu zabaw, a tym samym tragedię mieszkanki Pabianic, odpowiada tamtejszy urząd miasta. Pieniądze z tytułu odszkodowania miała od niego wyegzekwować duża kancelaria, która sama zgłosiła się do rodziców poszkodowanej. Zasądzona kwota miała się pojawić w ciągu miesiąca.
- I zaczęły się pojawiać ciągłe ponaglenia o dosyłanie dokumentacji, zarówno medycznej, jak i różnych oświadczeń. Wszystko przesyłaliśmy. Niezwłocznie. Ale nastała cisza. Zaczęła się epoka koronawirusa. Wtedy nie walczyliśmy, nie pieniądze były najważniejsze. Najważniejsza była córka, a my spokojnie czekaliśmy - mówi "Uwadze" pan Robert, ojciec dziewczynki.
Czytaj też: Łódź. Beczelny złodziej podszedł do roweru i wziął jak swój. Kojarzysz tego mężczyznę?
Jak informuje "Uwaga", do rodziców Ksenii trafił wcześniej tekst ugody gwarantującej im 60 tys. zł, ale pracownica firmy odszkodowawczej odradziła jej podpisanie. W czasie gdy czekali oni na zakończenie sprawy, musieli sami ponieść wysokie koszty leczenia i rehabilitacji dziewczynki. Miesiące upływały, a oni cały czas liczyli na pozytywny finał, ale na próżno. Dopiero gdy kilka tygodni temu skontaktowali się z towarzystwem ubezpieczeniowym, dowiedzieli się, że przelał on pieniądze firmie odszkodowawczej już pod koniec 2019 i na początku 2020 r. Rodzice Ksenii otrzymali środki dopiero po interwencji reporterów "Uwagi" w centrali spółki - przelew zrobiono tego samego dnia.
- Gdybym sytuację z odszkodowaniem załatwiał sam to podejrzewam, że od ubezpieczyciela w ciągu 30 dni, bez niczyjej pomocy, byłbym w stanie wyegzekwować te pieniądze nie płacąc żadnych haraczy, a tak to jeszcze zapłaciłem prowizję firmie za nicnierobienie. Około 10 tys. zł - mówi pan Robert.