Niecodziennego mieszkańca stawu wypatrzył kilka miesięcy temu jeden z mieszkańców, podczas spaceru w rejonie rozlewiska. Pan Jan początkowo myślał, że to bóbr, który ze względu na swoje nietypowe umaszczenie został odrzucony przez stado.
- W odróżnieniu od bobrów zwierzak pływał cały czas z wynurzoną głową - mówi mężczyzna w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim". - Ponadto na bobra mi nie wyglądał ze względu na białą sierść. No, chyba że to bóbr albinos.
Dopiero przy bliższym przyjrzeniu się, okazało się, że to nutria. Zwierzak nie obawiał się obecności człowieka. Na kolejny spacer pan Jan wybrał się ze smakołykami dla mieszkańca stawu. Przyniósł mu jabłka, gruszki i kłącza trzcin. I to "menu" okazało się strzałem w dziesiątkę. Nutria zjadła wszystko ze smakiem.
Rodzina mężczyzny dosłownie zakochała się białym futrzaku. Dostał nawet imię - Bobby.
- Jest bardzo przyjazny, jakby miał wcześniej kontakt z człowiekiem - opowiada mężczyzna cytowany przez "Dziennik Łódzki".
Trudno powiedzieć, skąd nutria wzięła się w tym miejscu. Ten gatunek nie występuje w naszej szerokości geograficznej. Można przypuszczać, że Bobby pochodzi z hodowli, których obecnie jest już bardzo niewiele. Nutrie były popularne w Polsce pół wieku temu, gdy hodowano je na futra lub mięso. Obecnie już się tego nie praktykuje.