Poprzednie, razem z najbliższymi, chłopiec spędzić musiał w hospicjum stacjonarnym łódzkiej Fundacji Gajusz, gdzie trafiają dzieci nieuleczalnie chore. Chłopczyk został tam przyjęty dwa miesiące po swoich narodzinach, kiedy okazało się, że ma zagrażającą życiu wadę serca. Z powodu zarośniętej zastawki płucnej w każdej chwili mógł przestać oddychać.
Medycy w Polsce nie chcieli podjąć się operacji, dlatego rodzice Oskarka wspólnie z pracownikami Fundacji Gajusz szukali dla niego ratunku za granicą. Udało się znaleźć pomoc w Watykanie. Trzeba było jeszcze zebrać ćwierć miliona złotych potrzebnych na zabieg. Ale i tę przeszkodę, m.in. dzięki hojności naszych czytelników, pokonano. Wszystko zakończyło się szczęśliwie i ten śliczny brzdąc w kwietniu tego roku, po ponad dziesięciu miesiącach spędzonych w szpitalu i hospicjum, zamieszkał w końcu we własnym domu.
W mikołajki był już z wizytą u niego święty Mikołaj przynosząc wór prezentów. Kolejny raz odwiedzi Oskarka w Wigilię. - Teraz mamy tylko dwa życzenia: oby synek był zdrowy i żebyśmy jak najszybciej doczekali terminu drugiego zabiegu w Watykanie, który jest konieczny – mówi mama chłopca, Izolda Rus (23 l.).
Polecany artykuł: