Adam K. spędzi za kratkami trzy lata, jego kompan trzy lata i dziewięć miesięcy. Obaj mają zwrócić też oszukanym około 100 tysięcy złotych.
Ich sposób działania zwykle był podobny. Dzwonili do przypadkowych osób, przedstawiali się, że są policjantami i prosili o pomoc w rozpracowaniu grupy przestępczej, która ma na koncie oszustwa w bankach. Byli na tyle wiarygodni, że nakłaniali swoich rozmówców do wypłaty wszystkich oszczędności, które potem były przekazywane rzekomym oficerom policji.
Anna (71 l.) i Stanisław (77 l.) H. z Łodzi stracili w ten sposób kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Mężczyzna w słuchawce oznajmił, że dzwoni z komendy – opowiadają małżonkowie. - Mówił, że rozpracowują groźna grupę oszustów działających w bankach. Dodał, że nasze oszczędności są zagrożone. Nakłonił nas, żeby wypłacić wszystko z konta i dać im pieniądze do sprawdzenia. Podjęliśmy 62 tysiące złotych i przed samym budynkiem banku przekazaliśmy je jakiemuś mężczyźnie, który podawał się za funkcjonariusza. To były całe nasze oszczędności. Straciliśmy dorobek całego życia – dodają zrozpaczeni.
Oszuści w końcu zostali zatrzymani i trafili przed sąd. Ten nie miał żadnych wątpliwości dotyczących ich winy.
- To oszustwo wyjątkowo szkodliwe społecznie, bo dotyczy osób starszych, które mają pełne zaufanie do organów ścigania – mówił sędzia Tomasz Krawczyk.
Z materiału dowodowego wynika, że skazani mężczyźni byli jedynie trybikami w wielkiej przestępczej machinie. Ich szefów nie udało się namierzyć.
- Obaj oskarżeni byli członkami zorganizowanej grupy przestępczej – tłumaczył sędzia. - Jej tropy– co wynika z podsłuchów operacyjnych – prowadziły do Niemiec, bo w sprawie przewijały się niemieckie numery telefonów. Z tych podsłuchów wynika, że takich grup było około dziesięciu. Czy ta to jedna z odnóg słynnego gangu Hossa? Tego się niestety nie dowiemy...