Łódź. Zabiła kochanka mieczem samurajskim i maczetą
Zmarły mieszkał w niewielkiej, piętrowej kamienicy na łódzkich Bałutach. Zajmował lokal na parterze. Był kolekcjonerem białej broni, dlatego na ścianach wisiały liczne miecze, noże i maczety.
Częstym gościem u Adama Ś. była Joanna R. Bywało, że nocowała u swojego kochanka. W nocy z 18 na 19 września 2020 roku kobieta zadzwoniła pod numer alarmowy, twierdząc, że gdy wróciła ze spaceru z psem zastała partnera leżącego we krwi na podłodze z licznymi ranami. Kiedy na miejscu zjawiły się służby medyczne i policjanci, mężczyzna wyjaśnił, że do jego mieszkania wtargnęło trzech nieznanych mężczyzn i to oni spowodowali u niego liczne obrażenia. W tę narrację wpisała się Joanna R.
Pan Adam został przewieziony do szpitala, gdzie 20 września zmarł. W tym samym czasie ruszyło prokuratorskie śledztwo w sprawie krwawych wydarzeń w jego domu. - Wyniki oględzin miejsca zdarzenia, a także ustalenia posekcyjne wskazywały, że zadawane mu były ciosy między innymi maczetą i mieczem typu katana (samurajskim – przyp. red.) – opowiada Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
W sierpniu 2021 roku postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Co prawda śledczy podejrzewali, że za zbrodnię może odpowiadać Joanna R., ale wówczas nie znaleziono przeciwko niej żadnych dowodów. Te udało się zdobyć kilka miesięcy później. Jednym z kluczowych materiałów był zapis monitoringu, z którego wynikało, że w dniu zdarzenia kobieta nie opuszczała mieszkania Adama Ś., czyli nie mogła być na spacerze z psem. Nikt też do kamienicy nie wchodził.
Oskarżona zatrzymana po 3 latach od zbrodni. Zapadł wyrok
Joanna R. została zatrzymana 3 stycznia ubiegłego roku w Tarnowskich Górach, w województwie śląskim. Była kompletnie zaskoczona.
- Podczas przesłuchania kobieta potwierdziła fakt zadania ofierze kilku uderzeń – mówi Krzysztof Kopania. - Z jej relacji wynika, że zrobiła tak po sprzeczce. Jak twierdzi, zdenerwowała się na bałagan, który zastała w mieszkaniu.
Przyjaciółka Adama Ś. usłyszała zarzuty usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Biegli medycy sądowi uznali bowiem, że nie było podstaw do jednoznacznego stwierdzenia, iż pomiędzy skutkiem w postaci śmierci a obrażeniami zachodzi związek przyczynowy.
I za to sąd wymierzył jej karę 9 lat pozbawienia wolności. - Sąd uznaje oskarżoną winną tego, że działając w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia, to jest przewidując możliwość spowodowania śmierci pokrzywdzonego i godząc się na to, stosowała przemoc na osobie pokrzywdzonego, polegającą na wielokrotnym uderzaniu go po całym ciele, w tym po głowie, co najmniej jednym narzędziem ostrokrawędzistym w postaci maczety lub miecza typu katana, lecz zamierzonego celu nie osiągnęła z uwagi na dobrowolne zapobiegnięcie skutkowi – mówiła sędzia Agnieszka Boczek.
Proces toczył się z wyłączeniem jawności, dlatego uzasadnienie wyroku było utajnione.