Śmiertelny wypadek na A1. Czy policjanci pomagali Sebastianowi M.?

i

Autor: gov.pl, PIOTR JEDZURA/REPORTER Prokuratura zakończyła śledztwo ws. niedopełnienia obowiązków przez policjantów interweniujących na miejscu wypadku na A1, o którego spowodowanie podejrzany jest Sebastian M.

Śmiertelny wypadek na A1

Dlaczego policjanci nie zatrzymali Sebastiana M.? Jest odpowiedź na zarzuty o "korzyść osobistą"

2024-08-14 14:30

Prokuratura zakończyła śledztwo ws. niedopełnienia obowiązków przez policjantów interweniujących na miejscu wypadku na A1, o którego spowodowanie podejrzany jest Sebastian M. Śledczy sprawdzali m.in., dlaczego kierowca BMW nie został zatrzymany od razu po zdarzeniu i czy mieszkaniec Łodzi mógł uzyskać w ten sposób jakąkolwiek korzyść.

Wypadek na A1. Policjanci pomagali Sebastianowi M.?

O niedopełnienie obowiązków służbowych byli podejrzani policjanci z Piotrkowa Trybunalskiego, którzy nie zatrzymali od razu Sebastiana M., domniemanego sprawcy wypadku na A1. Jak informuje tvn24.pl, postępowanie w tej sprawie, które prowadziła prokuratura w Warszawie, zostało umorzone na początku sierpnia. Śledczy sprawdzali m.in., dlaczego kierowca BMW nie został zatrzymany od razu po zdarzeniu, co skutkowało tym, że wyjechał za granicę i trafił w ręce organów ścigania dopiero w Dubaju, gdzie zresztą przebywa do tej pory, oczekując na ekstradycję do Polski.

Prokuratorzy badali całą sprawę pod kątem znajomości, połączeń rodzinnych osób, które jechały BMW (Sebastian M. wiózł dwóch innych mężczyzn), i wszystkich funkcjonariuszy, którzy prowadzili czynności w ramach śledztwa. Dalsza część tekstu poniżej.

Spłonęli w aucie, bo staranował ich pirat z BMW

Sebastiana M. nie zatrzymano, ponieważ nie było świadków, którzy widzieli moment zderzenia. Świadkowie mówili o aucie, które jechało bardzo szybko i o samochodzie, który płonie. Tego dnia zatrzymano Sebastianowi M. prawo jazdy i dowód rejestracyjny - mówi tvn24.pl Piotr Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dodając, że dowody, na podstawie których można było zatrzymać mieszkańca Łodzi, pojawiły się po 20 dniach od wypadku.