Policjant śmiertelnie pobił 30-latka pod Piątkiem? Zarzuty dla sześciorga mundurowych
Przed sądem w Łodzi trwa proces sześciorga policjantów, który usłyszeli zarzuty po ujawnieniu w lesie pod Piątkiem ciała 30-latka. Do makabrycznego odkrycia doszło w kwietniu 2021 r., na drugi dzień po interwencji dwojga mundurowych w domu ofiary. Były już funkcjonariusz Kamil C. jest podejrzany o śmiertelne pobicie mężczyzny, którego miał ponadto wywieźć razem z koleżanką z patrolu, Małgorzatą R., za miasto. Kobieta usłyszała w związku z tym zarzut przekroczenia uprawnień i narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. To nie wszystko, bo przed sądem odpowiada pozostałych czterech policjantów z komisariatu w Piątku, w tym jego były komendant, którzy również usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień. Wszyscy nie pełnią już służby w policji.
Brat Marcina przesłuchany. Mówi, że policję wezwała matka
Przed Sądem Okręgowym w Łodzi odbyło się przesłuchanie brata zmarłego 30-latka, który powiedział, że feralnego dnia policję do ich domu wezwała matka mężczyzn - informuje dzienniklodzki.pl. Między kobietą a Marcinem miało wcześniej dojść do kłótni.
- Mundurowych była dwójka, kobieta i mężczyzna. Policjant wszedł do pokoju, gdzie spał brat, kazał mu wstawać i kilka razy kopnął go w brzuch. Brat nie mógł złapać tchu. Później cała trójka wyszła na zewnątrz. Słyszałem jeszcze dziwny, głuchy dźwięk z korytarza, jakby ktoś kogoś popchnął na metalowe drzwi wejściowe - zeznał brat zmarłego, którego cytuje dzienniklodzki.pl.
Policjanci z Piątku bili inne osoby?
Mężczyzna dodał ponadto, że myślał, że jego brat zostanie zabrany na "dołek", tymczasem następnego dnia już nie żył, a jego ciało znaleziono przy leśnej drodze pod Piątkiem. Jak wynika z ustaleń śledczych, podejrzany o śmiertelne pobicie Kamil C. miał już wcześniej stosować przemoc wobec innych osób, które łamały prawo. Po aresztowaniu byłego funkcjonariusza i jego partnerki z patrolu na jaw zaczęły wychodzić coraz większe nieprawidłowości w zachowaniu miejscowych policjantów.
- Okazało się bowiem, że wywożenie ludzi do lasu było stałą praktyką miejscowych funkcjonariuszy. Często przy tym bili zatrzymywanych. Sprawą zajęli się policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych. Śledczy ustalili, że sam Kamil C. dopuszczał się takich czynów aż 20 razy. Jego koledzy z komisariatu, łącznie z komendantem Sebastianem K., mają na sumieniu w sumie 19 tego typu przestępstw - pisał "Super Express".