Polka z 2-letnią wnuczką zostawione w obcym kraju! Wycieczka pojechała dalej. Rozpacz i płacz nic nie dały

i

Autor: Shutterstock Mieszkanka Działoszyna, jej syn i 2,5-letnia wnuczka kobiety zostali zostawieni przez wycieczkę na granicy chorwacko-bośniackiej. Rodzina z Polski pojechała na pielgrzymkę do Medjugorie, zdj. ilustracyjne

Kobieta nie mogła uwierzyć

Pielgrzymka zmieniła się w koszmar. Rodzina z małą dziewczynką została w obcym kraju bez pomocy. Na nic łzy i rozpacz

2024-05-27 15:05

Mieszkanka Działoszyna, jej syn i 2,5-letnia wnuczka kobiety zostali zostawieni przez wycieczkę na granicy chorwacko-bośniackiej. Rodzina z Polski pojechała na pielgrzymkę do Medjugorie, ale okazało się, że dziewczynka nie ma dokumentu tożsamości. Mimo że jej babcia i ojciec prosili o pomoc, wycieczka zostawiła ich bez żadnej pomocy i pojechała dalej.

Łódzkie. Rodzina z 2,5-latką zostawieni przez wycieczkę

Mogli tylko patrzeć, jak wycieczka jedzie dalej bez nich - serwis katowice.wyborcza.pl opisał historię 3-osobowej rodziny z Działoszyna, która została zostawiona sama na granicy chorwacko-bośniackiej. Pani Grażyna z synem i 2,5-letnią wnuczką jechali z pielgrzymką do Medjugorie, ale okazało się, że dziewczynka nie miała dokumentu tożsamości. Jak przyznaje się jej babcia, przeoczyła ona informację na stronie internetowej biura podróży i myślała, że wystarczy zaświadczenie z sądu, że jest prawną opiekunką małej Krysi. Okazało się, że dziecko musi mieć dokument ze zdjęciem.

- Popełniłam błąd, trudno. Ale to, co działo się później, było niewyobrażalne. Kazano nam z dzieckiem opuścić autokar. Syn powiedział, że nas nie zostawi. Rozpłakałam się. Błagałam, żeby chociaż oddali mi te 270 euro, bo nie mieliśmy ze sobą pieniędzy. Powiedzieli nam, że autokar jedzie dalej, a my mamy sobie radzić. Dlaczego nikt nie sprawdził naszych dokumentów jeszcze w Polsce? Kiedy pilotka zbierała euro od pasażerów, też niczego nie sprawdziła - wyjaśnia kobieta, którą cytuje serwis katowice.wyborcza.pl.

We Lwowie starają się nie zauważać wojny. To trudna sztuka

Biuro podróży zawiadomiło policję

Mimo próśb rodzina z Działoszyna została zostawiona na granicy bez żadnej pomocy, w czasie gdy reszta pielgrzymów ruszyła do Medjugorie. Kilka członków wycieczki chciało się zrzucić na przejazd poszkodowanych do ambasady Polski w Zagrzebiu, by wyrobić tymczasowy dokument, ale pilotka wyprawy miała na to nie wyrazić zgody. Całej trójce pomógł ostatecznie celnik z Chorwacji i jego żona, która zabrała Polaków do swojego znajomego, wynajmującego na co dzień mieszkania. Posiłki zapewniły im miejscowe siostry zakonne, dzięki czemu zaczekali, aż wycieczka z Polski ruszy w drogę powrotną do kraju, by znowu zająć miejsca w autokarze.

Gdy cała rodzina dotarła w końcu do domu, kobieta dowiedziała się, że pilotka wycieczki powiadomiła o wszystkim policję.

- Dyżurny otrzymał zgłoszenie przez telefon o niepokojącej sytuacji w jednej z rodzin na terenie Działoszyna. Informacja ta wpłynęła od pracownika jednego z biur turystycznych. Dyżurny wysłał na miejsce patrol celem weryfikacji informacji zawartych w zgłoszeniu. Policjanci dokonali sprawdzenia zarówno warunków bytowych, jak i sytuacji rodzinnej mieszkańców posesji. Funkcjonariusze nie potwierdzili informacji przekazanej przez zgłaszającego - relacjonuje w rozmowie z serwisem katowice.wyborcza.pl młodsza aspirantka Wioletta Mielczarek, rzeczniczka policji w Pajęcznie.

Biuro podróży, które organizowało pielgrzymkę, nie skomentowało powyższych doniesień.