Obecnie Rajmund Zawardka przebywa w zakładzie karnym typu półotwartego w Garbalinie koło Łęczycy w województwie łódzkim. Zaraz po skazaniu odbywał karę w Jastrzębiu Zdroju. To tam jego stan zaczął się dramatycznie pogarszać. - W wyniku postępującej choroby kręgosłupa zacząłem tracić władzę w nogach – opisuje.
Później był przenoszony do kolejnych więzień, a z jego zdrowiem było coraz gorzej. Jeden z lekarzy więziennych o specjalności ginekolog – położnik (sic!) odstawił mu leki i uznał, że nie ma potrzeby konsultowania przez neurologa. - Pisałem prośbę do dyrektora zakładu o taką konsultację, ale nie dostałem zgody - wyjaśnia więzień.
Ten sam medyk sporządził opinię, z której wynika, że pacjent może być leczony w warunkach więziennych, co było podstawą do odrzucenia przez sąd penitencjarny wniosku o przerwę w odbywaniu kary na poprawę zdrowia.
Niedawno Zawardka trafił do szpitala więziennego przy ul. Kraszewskiego w Łodzi. „Pacjent nie chodzi samodzielnie, porusza się przy pomocy wózka. Przy pomocy kul łokciowych z trudem wstaje z pozycji siedzącej” - czytamy w opinii wystawionej w styczniu tego roku.
Tam zalecono mu rehabilitację i stwierdzono, że może być leczony w więzieniu. „Obecnie pobyt w zakładzie karnym nie zagraża bezpośrednio jego życiu” - piszą medycy.
Efekt jest taki, że mężczyzna już praktycznie nie wstaje z wózka, musi nosić pieluchomajtki dla dorosłych, cierpi na wypadanie barku, doznał złamania biodra, przyplątało mu się wirusowe zapalenie wątroby, ma stan zapalny żołądka.
CZYTAJ TEŻ: Co za matka! Jej synek umierał, bo połknął COŚ, co zostawiła na stole
Zawardka złożył kolejny wniosek do sądu o udzielenie przerwy w odbywaniu kary ze względu na swój tragiczny stan zdrowia. Ma być rozpatrzony 21 kwietnia przez Sąd Penitencjarny w Łodzi. Czy tym razem sędziowie podejmą decyzję po myśli pacjenta? Jeśli tak by się stało Zawardka chce poddać się operacji w szpitalu. - Na wolności czeka na mnie 9-letnia córka. Dlatego zależy mi na powrocie do zdrowia, nie chciałbym aby w przyszłości musiała pchać wózek z ojcem – tłumaczy. Pozostało mu 4 lata do końca kary.
Dyrektor Zakładu Karnego w Garbalinie nie zgodził się na tzw. widzenie dziennikarza „Super Expressu” z osadzonym.