Po tragedii na osiedlu studenckim

Mężczyzna spłonął na przystanku. Kim był? „To prawdopodobnie mój syn”

2024-03-26 10:17

Śledczy z Łodzi są coraz bliżej odpowiedzi na pytanie, kim był mężczyzna, który został podpalony na przystanku tramwajowym przy osiedlu studenckim „Lumumbowo”. Zgłosiła się do nich kobieta, która przyznała, że zmarły mógł być jej synem. Na potwierdzenie tej wersji konieczne będą jednak badania DNA.

Przypomnijmy – do tragedii doszło przed godziną 1 w nocy, w środę, 20 marca. Do śpiącego samotnie na przystanku tramwajowym mężczyzny podszedł Sylwester M. (33 l.). Przysiadł obok niego, a następnie wyciągnął zapalniczkę i podpalił mu zarost. Być może wcześniej oblał go jeszcze łatwopalną substancją, bo po chwili ogień objął całe ciało. Mieszkający obok studenci widząc palącego się człowieka wezwali strażaków i pogotowie, ale gdy ekipy ratunkowe dotarły na miejsce, na pomoc było już za późno. Podpalacz przyglądał się z bliska akcji gaśniczej, później wsiadł w nocny autobus i odjechał. Został zatrzymany jeszcze tego samego dnia wieczorem, a następnie usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.

- Oględziny przeprowadzone na miejscu zdarzenia, jak i sekcja zwłok wykazały, że pokrzywdzony zmarł śmiercią gwałtowną na skutek działania bardzo wysokiej temperatury i płomieni - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Na jego ciele nie ujawniono innych obrażeń, które byłyby efektem przestępczego działania osób trzecich. Podczas przesłuchania 33 – latek nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. W krótkich wyjaśnieniach potwierdził, że był na miejscu zdarzenia, natomiast stanowczo zaprzeczył, aby podpalił pokrzywdzonego. Nie był w stanie logicznie wytłumaczyć dlaczego nie udzielał płonącemu mężczyźnie pomocy, a tym samym nie podjął działań mających na celu zapobiec tragedii. Dowody wskazują, że na miejscu zdarzenia pozostawał do czasu przyjazdu służb ratowniczych, w tym do ukończenia akcji gaśniczej prowadzonej przez straż pożarną. Przyjechał z odległego Olechowa na ulicę Narutowicza, pieszo dostał się na ulicę Pomorską, początkowo usiłował podpalić banery wyborcze, ale te działania były bezskuteczne. Ostatecznie zdecydował się podpalić zarost na twarzy swojej ofiary – dodaje.

Dalsza część teksty poniżej galerii:

Mężczyzna spłonął na przystanku. Domniemany sprawca podpalenia zatrzymany

Zaraz po zdarzeniu prokuratura i policjanci podjęli szerokie działania, które miały pozwolić na ustalenie tożsamości zmarłego. Przyjęto hipotezę, że ofiara była osobą bezdomną. Apele o pomoc w jego identyfikacji pojawiły się w mediach. Po nich do śledczych zgłosiła się kobieta. - To prawdopodobnie mój syn - oznajmiła. Rozpoznała buty na nogach mężczyzny, a także jego charakterystyczną przygarbioną posturę. Przekazała, że mimo swojej bezdomności syn regularnie do niej dzwonił, a po tym zdarzeniu te kontakty ustały. Teraz prokuratura czeka na wyniki badań DNA, które pozwolą potwierdzić tę wersję.

Sonda
Boisz się śmierci?