Pabianickie zakłady trafiły pod lupę przypadkowo, ale nieprawidłowości, jakich się dopatrzyli, na przypadkowe nie wyglądają, bo jak czytamy na portalu OKO.press, aktywiści śledzili sytuację przez wiele miesięcy. Jak czytamy, w trakcie 17. wyjazdów do ubojni w Pabianicach, zarejestrowano jak świnie, podczas rozładunku, są dźgane prętem, rażone prądem po całym ciele, w tym w głowę; kopane i uderzane poganiaczem. "Widać, jak zwierzę przewraca się na ziemię po wielokrotnym rażeniu prądem, a potem jest ciągnięte za nogę przez rampę w stronę ubojni" - czytamy na OKO.press.
- Pracownicy kopią zwierzęta, często też są to zwierzęta, które na przykład nie mogą wstać i pracownik próbuje siłą je wypchnąć z ciężarówki, kopiąc. Bardzo często na terenie tych zakładów są używane poganiacze elektryczne, a tak naprawdę te poganiacze powinny być używane, kiedy zwierzę już nie chce iść, nie chce w żaden sposób się ruszyć - wtedy możemy używać poganiaczy, a nie nagminnie stosować raz za razem. Poganiacze elektryczne są stosowane nieprawidłowo, bo zamiast stosować je w tylne miejsce świni, w zad, są stosowane w przypadkowe miejsca, a często nawet wygląda jakby pracownik z premedytacją kierował w okolice głowy czy oczu, żeby to zwierzę wypędzić - opisuje Łukasz Musiał z Fundacji Viva w nagraniu wideo.
Jak mówi aktywista, oprócz tego, że zwierzęta i tak cierpią w chowie przemysłowym podczas transportu, to jeszcze dodatkowo łamane są przepisy, które mają chociaż trochę zmniejszyć ból i stres tych zwierząt. - Wszystko się dzieje na terenie zakładu, więc zrzucanie winy tylko i wyłącznie na firmy dostawcze czy jakichś pośredników jest nie na miejscu, ponieważ w rzeźni powinny być kontrole - dodaje.
PRZECZYTAJ TEŻ: Łódzkie: Jest areszt dla właściciela zakładów mięsnych. Grozi mu 10 lat więzienia [NOWE FAKTY]
Początkowo przedstawiciele ubojni nie chcieli wpuścić reporterki OKO.press, która udała się do głównej siedziby. Kiedy ta czekała na dole, nie dając za wygraną, w końcu zmienili zdanie i zainteresowali się tematem. Przedstawiciel ubojni, po obejrzeniu przedstawionego mu nagrania, odniósł się do sprawy.
- Część tych zachowań jest rzeczywiście karygodna. Nie dyskutuję i wyciągniemy natychmiast konsekwencje. Co do jednego z tych dostawców podjęliśmy już kroki, podpisaliśmy z nim umowę karzącą go za tego typu zachowania. Dla firmy takiej jak nasza, która ma 105 lat tradycji i szczyci się tym, że staramy się produkować w sposób wyjątkowy i chcemy dbać o tradycję, ta sytuacja jest nie do przyjęcia - mówi przedstawiciel zakładów mięsnych z Pabianic.
To było piąte takie śledztwo Fundacji Viva, która zajmuje się obroną praw zwierząt. Wcześniej aktywiści zgłosili do prokuratury podobne sprawy dotyczące zakładów w Dobrej w Wielkopolsce, w Szczecinie, w Przechlewie na Pomorzu i Witkowie w Zachodniopomorskiem.
Poniżej wideo z akcji Fundacji Viva i OKO.press: