Śmierć 37-latka na terenie Stawów Jana w Łodzi. Co mówi sekcja zwłok?
Po niespełna dwóch miesiącach od zdarzenia nie udało się jeszcze ustalić, czy ktoś stoi za śmiercią 37-latka na terenie Stawów Jana w Łodzi. Dryfującego na tafli mężczyznę zauważyli 24 sierpnia przypadkowi świadkowi i wezwali na miejsce służby ratownicze, które przywróciły poszkodowanemu funkcje życiowe i przetransportowały go do szpitala, gdzie następnego dnia, w piątek, 25 sierpnia, ostatecznie zmarł. Szczegółowe wyniki sekcji zwłok ujawniły, że bezpośrednią przyczyną zgonu było utonięcie, a na ciele denata nie znaleziono żadnych obrażeń ani innych śladów wskazujących, że mógł paść ofiarą jakiegoś ataku, pobicia itp. W jego organizmie wykryto również alkohol, ale nie były to znaczne ilości. To jednak nie kończy postępowania.
Wypadł z roweru wodnego i nikt go nie ratował?
Jak nieoficjalnie informował dzienniklodzki.pl, 37-letni Polak przebywał na terenie Stawów Jana w towarzystwie znajomych, z którymi spożywał alkohol i wypłynął razem na akwen rowerem wodnym. W tym czasie miało między nimi dojść do kłótni i szarpaniny, która prawdopodobnie skończyła się wypadnięciem poszkodowanego do wody. Ten wątek również znajduje się pod lupą prokuratury.
- Mamy pewne ustalenia w tej sprawie, które należy jednak szczegółowe wyjaśnić, natomiast sprawdzamy, czy doszło do ewentualnego nieudzielenia pomocy mężczyźnie - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.