O kradzieży 8 milionów złotych w 2015 roku mówiła cała Polska. Łuczak (zgodził się na publikację swoich danych i wizerunku) był wówczas wiceprezesem firmy ochroniarskiej z Łodzi, w której pod fałszywym nazwiskiem zatrudniono konwojenta. Ten podczas rozwożenia pieniędzy bankowozem w Swarzędzu, uprowadził samochód z gotówką. Konwojent i współpracujący z nim kompani wpadli niedługo potem. Na ławie oskarżonych zasiadło czterech członków grupy na czele z Krzysztofem W. (49 l.), łódzkim krawcem, który perfekcyjnie odegrał rolę konwojenta.
CZYTAJ TEŻ: Skok stulecia. Jaki napad?! Bawiłem się z dziewczynami w Odessie
Przed sądem nie stanął sam Grzegorz Łuczak, który zdaniem śledczych kierował szajką. On długo ukrywał się na Ukrainie. W końcu w 2018 roku został przekazany stronie polskiej i stanął przed sądem. - Jestem niewinny, nie brałem w tym udziału, nie mam tych pieniędzy – powiedział podczas pierwszej rozprawy.
Proces w sądzie dobiegł już końca. W mowie końcowej prokurator zażądał dla Łuczaka kary 7 lat więzienia, 20 tysięcy złotych grzywny i solidarnego naprawienia szkody wspólnie z pozostałymi skazanymi. Obrońca oskarżonego twierdzi, że nie ma jednoznacznych dowodów jego winy. Wyrok zostanie ogłoszony 24 czerwca.