Łódź. Najlepszy dzień w życiu okazał się tym najgorszym...
Serwis WP Parenting opisał historię pani Marii oraz jej męża Tomasza, którzy na wieść o ciąży niemal skakali z radości. Niestety, podczas pierwszego badania USG wyszło na jaw, że nerki dziecka nie pracowały od początku życia płodowego. - To był najgorszy dzień w moim życiu - mówi pani Maria w rozmowie z WP Parenting. Już wtedy pojawiły się sugestie, by pani Maria usunęła ciążę. Ta się jednak nie zgodziła. Zdecydowała, że urodzi dziecko, nawet jeśli będzie chore. Kolejne badania potwierdziły zespół Edwards. To rzadka choroba genetyczna, która bardzo często doprowadza do samoistnego poronienia na początku ciąży. Jeśli dojdzie do narodzin dziecka, zmaga się ono z wieloma schorzeniami, ponieważ choroba jest przyczyną wielu nieprawidłowości rozwojowych. - Chciałam wierzyć, że zdarzy się cud. (...) Moja mama mówiła: 'Marysiu, może urodzi się zdrowe' - relacjonuje pani Maria w rozmowie z WP Parenting.
CZYTAJ TEŻ: Ruszyła akcja "100 mieszkań z rabatami przez 100 dni"
Łódź. Pan Tomasz zjawił się w szpitalu z małą trumienką
Brzuszek pani Marii rósł, mijały kolejne tygodnie, a kobieta żyła nadzieją, że jej dziecku nic nie będzie. Niestety, w 25. tygodniu ciąży kobieta przestała odczuwać ruchy maleństwa. W Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi potwierdzono, że nie ma wód płodowych. Rozpoczęto poród, siłami natury i ze znieczuleniem. Portal WP Parenting podaje, że synek kobiety ważył zaledwie 400 gramów. Był martwy. Po kilku dniach w szpitalu zjawił się pan Tomasz, ojciec chłopca. Towarzyszyła mu firma pogrzebowa, mieli ze sobą małą trumienkę dla ich synka. W przypadku zespołu Edwardsa, jak mówią specjaliści, aż 95 proc. przypadków prowadzi do samoistnego poronienia w pierwszym trymestrze ciąży. Większość dzieci urodzonych żyje do dwóch miesięcy, a więcej niż rok - od 5 do 10 procent.