Łódź. 28-latka reanimowana w czasie porodu
To miał być zwykły poród, a skończył się ratowaniem życia 28-letniej kobiety - informuje "Dziennik Łódzki". Pani Ewa wybrała na miejsce urodzenia bliźniaków Centralny Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, a do rozwiązania miało dojść 30 kwietnia br. Po podaniu znieczulenia i rozpoczęciu zabiegu cesarskiego cięcia serce pacjentki przestało bić.
Śmierć 28-latki mogło również skończyć się zgonem dzieci, więc lekarze placówki znaleźli się pod dodatkową presją. Rozpoczęła się reanimacja, w czasie której użyto m.in. defibrylatora - w tym czasie lekarze musieli odchodzić od stołu operacyjnego. Pani Ewa wie z relacji rodziny, która oczekiwała na nią na korytarzu, że w czasie zdarzenia zacięły się drzwi, więc jeden z lekarzy "niemal je rozwalił".
Serce pacjentki zaczęło znowu bić po 18 minutach akcji ratunkowej
Jak informuje "Dziennik Łózki", serce pacjentki zaczęło znowu bić po 18 minutach reanimacji, a jej dzieci: chłopiec i dziewczynka urodziły się zdrowe. Gdy kobieta została wybudzona po kilku dniach, po tym jak trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej, nie pamiętała nawet, że była w ciąży. Po badaniach okazało się, że przyczyną zatrzymania akcji serca u 28-latki była złośliwa arytmia, czyli migotanie komór, a doprowadził do niej prawdopodobnie stres towarzyszący pacjentce w związku z porodem.
Lekarze wszczepili kobiecie kardiowerter-defibrylator, który ma ją chronić przed podobnymi zdarzeniami w przyszłości. Niezależnie od tego nadal próbują ustalić, która choroba stoi za nieszczęściem świeżo upieczonej mamy. Podejrzewają m.in., że może na cierpieć na kardiomopatię, zwaną syndromem lub zespołem złamanego serca.
