Obaj panowie byli zatrudnieni przy pracach budowlanych. Zaprzyjaźnili się i często odwiedzali się po godzinach pracy. Kiedy więc pewnego majowego dnia w ubiegłym roku Andrij V. zapukał do drzwi Dariusza Z. z piwem w ręku, ten ostatni chętnie zaprosił go do mieszkania.Czas mijał w przyjemniej atmosferze, aż nagle Ukrainiec słabo się poczuł, położył się na łóżku i zasnął. Kiedy się obudził, gospodarz nie mógł go poznać.
- Wstał i zaczął grzebać mi w szafie – opowiada. - Spytałem go, czego tam szuka, ale on odparł coś bardzo niewyraźnie. Potem poszedł do kuchni i otwierał kolejne szafki. Nie podobało mi się to. Powiedziałem mu, żeby sobie poszedł. Znów coś odburknął.
Atmosfera była coraz bardzie napięta. Mężczyźni zaczęli się kłócić, potem szarpać. W trakcie awantury Dariusz Z. zdzielił swojego gościa z główki w nos, potem młotkiem uderzył go w bok ciała. Według śledczych następnie bił i kopał. Później zakrwawionego wyniósł na klatkę schodową i tam zostawił na pastwę losu.Umierającego mężczyznę znaleźli sąsiedzi. Wezwali pogotowie, które przewiozło go do szpitala. Tam niestety zmarł. Dariusz Z. został oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Stanął właśnie przed sądem, gdzie przyznał się do winy. Grozi mu nawet dożywocie.