Łódź. Noworodek porzucony w pustostanie. To miał we krwi
Na jaw wychodzą coraz to nowe, bulwersujące informacje na temat sprawy noworodka porzuconego w pustostanie w Łodzi. Do zdarzenia doszło we wtorek, 15 kwietnia, w godzinach wieczornych, a matka dziecka urodziła je tam nie później niż 2 godziny od momentu znalezienia. Kwilenie dziewczynki usłyszał przechodzący w pobliżu mężczyzna, który wszedł do budynku zobaczyć, co się stało. Po ujawnieniu prawdy okrył maluszka swoim ubraniem i wezwał na miejsce służby ratownicze.
Noworodek, o którym wiadomo, że był donoszony, czyli urodził się po zakończeniu 37. tygodnia ciąży, trafił karetką pogotowia na odział neonatologiczny Centralnego Szpitala Klinicznego w Łodzi. Temperatura ciała dziecka wynosiła ledwie 27 stopni, co oznaczało, że znajduje się ono w stanie skrajnej hipotermii oznaczającym zagrożenie dla zdrowia i życia. Dzięki interwencji lekarzy stan maluszka uległ znaczącej poprawie i obecnie jest określany jako stabilny.
W czasie badań wyszło jednak na jaw, że w jego krwi znaleziono amfetaminę, więc śledczy badają teraz, jak do tego doszło. Matka noworodka, 36-letnia mieszkanka Łodzi, usłyszała już zarzut usiłowania zabójstwa dziecka w zamiarze ewentualnym, do którego się przyznała, i złożyła obszerne wyjaśnienia. Kobieta zeznała, że bała się powiedzieć o ciąży swojemu 44-letniemu partnerowi, co skończyło się porodem w pustostanie i porzuceniem córeczki.
- Cały czas wyjaśniamy, dlaczego to ukrywała. Trwa analiza całego zgromadzonego materiału dowodowego, by ustalić przebieg wszystkich zdarzeń poprzedzających przestępstwo - mówi "Super Expressowi" Paweł Jasiak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Mężczyzna również został zatrzymany, ale na razie ma w tej sprawie status świadka. Mieszkańcy Łodzi mają jeszcze dwoje innych dzieci.
- Otrzymaliśmy informację, gdzie mogą przebywać, ale jeszcze to weryfikujemy. Gdy to nastąpi, zajmiemy się kwestią władzy rodzicielskiej nad nimi - dodaje Jasiak.