Okrutna zemsta stadionowych bandytów. Robert nie żyje. Dlaczego nikt nie poniósł kary?

2021-09-15 20:56

Do dramatu doszło w sylwestrową noc. To miała być miła zabawa na domówce w jednym z łódzkich mieszkań, a przerodziła się w straszną tragedię. Pan Robert został zamordowany, ale nikt nie poniósł za to kary. Temat postanowili zbadać dziennikarze programu "Uwaga" TVN.

Okrutna zemsta stadionowych bandytów. Robert nie żyje. Dlaczego nikt nie poniósł kary?

i

Autor: Pixabay.com Okrutna zemsta stadionowych bandytów. Robert nie żyje. Dlaczego nikt nie poniósł kary? / zdjęcie ilustracyjne

Beata i Robert zostawili 8-letnią córeczkę u dziadków i poszli powitać Nowy Rok. Impreza nie miała być duża, szykowała się zabawa w kameralnym gronie w jednym z mieszkań niedaleko centrum Łodzi. Gdy wybiła północ i biesiadnicy wyszli, oglądać fajerwerki, doszło do scysji.

- Jedna z dziewczyn powiedziała, że tego nie toleruje. Zaczęła się awantura. Koleżanka zaczęła mnie wyzywać, więc została wyproszona z imprezy – opowiada pani Beata, cytowana w "Uwadze".

Łódź. Na imprezie sylwestrowej rozpętało się piekło

Kobieta została wyproszona, a reszta imprezowiczów wróciła do zabawy. Wydawało się, że już nic złego się nie stanie. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Jak się okazało, wyproszona kobieta po powrocie do domu powiedziała mężowi i jego znajomym (pseudokibicom łódzkiego Widzewa) o tym, że została obrażona. Klamka zapadła, postanowiono się zemścić. Jak wynika z reportażu "Uwagi", po około 2-3 godzinach na imprezę wparowało trzech mężczyzn i dwie kobiety. Rozpętało się piekło. Przybysze bili na oślep uczestników imprezy pięściami, a nawet krzesłem.

Po tym wszystkim wyszli z mieszkania i wsiedli do auta. Mąż pani Beaty postanowił wyjść za nimi. Było około godz. 6.00 rano. Świadkiem zdarzenia miała być przechodząca kobieta, która z daleka widziała dwóch mężczyzn w kapturach. Jeden z nich trzymał w rękach narzędzie podobne do siekiery. W kałuży krwi leżał pan Robert... Jak wynika z reportażu, kobieta nie była jednak w stanie rozpoznać napastników, ponieważ widziała ich z tyłu i z daleka.

Potworne morderstwo w Łodzi. Dlaczego umorzono śledztwo?

Niestety, finał okazał się tragiczny. Pan Robert zmarł. Policjantom udało się szybko ustalić, kto "odwiedził" uczestników imprezy - Ewa K. i jej mąż Mariusz, a także Jacek D. ze swoją dziewczyną, Agatą S. oraz Arkadiusz W. To osoby związane ze środowiskiem pseudokibiców, notowani przez policję. Zatrzymano Arkadiusza W., który opisał szczegóły tragedii w rozmowie z policjantami. Według jego relacji, Roberta zabił Jacek D., używając maczety. Jednak po przewiezieniu do prokuratury mężczyzna odmówił składania wyjaśnień.

- Pani prokurator stwierdziła, że będzie z tym wszystkim trudno, bo nie ma narzędzia, nie ma nagrania i nie ma świadków. Wydawało mi się, że mówi to na wyrost, że to jest niemożliwe – mówi Barbara Gościniak, matka ofiary w rozmowie z reporterami "Uwagi".

Gdy aresztowano całą czwórkę, wszyscy milczeli. W konsekwencji napastników oskarżono wyłącznie o pobicie w mieszkaniu uczestników imprezy. Co ze śmiercią pana Roberta? Dlaczego nie oskarżono nikogo w tej sprawie?

- Nie zgromadzono, żadnego dowodu bezpośredniego, który by wskazywał na sprawstwo jakiejkolwiek osoby. Nie zgromadzono również takich dowodów pośrednich, czyli poszlak, które wykluczałby możliwość zaistnienia innego przebiegu zdarzenia – mówi Tomasz Szczepanek z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, cytowany przez "Uwagę".

Rodzina zmarłego przez cały czas miała nadzieję, że los się odwróci i w końcu ktoś odpowie za jego śmierć. Tak się jednak nie stało. Śledztwo w sprawie zabójstwa pana Roberta umorzono, a skazani za pobicie walczą w sądzie o... zmniejszenie ich wyroków za pobicie na imprezie.

Grób motocyklisty, którego zabił pijany kierowca
Sonda
Czy w Polsce powinna obowiązywać kara śmierci?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki