- Nie mogę zrozumieć, co im Tomek zawinił – płakała tuż przed rozprawą jego mama, pani Paulina. - To było takie dobre dziecko.
Mężczyzna miał tego pecha, że znalazł się w niewłaściwym czasie i miejscu, gdzie spotkał swoich oprawców. Tuż przed ubiegłorocznymi Świętami Wielkanocnymi spotkał się z grupą trojga znajomych w ozorkowskim mieszkaniu jednego z nich na prywatce. Początkowo atmosfera była bardzo dobra i nic nie zapowiadało tak tragicznego finału. W pewnym momencie jednak do tego grona dołączyło jeszcze trzech innych mężczyzn, którzy zaczęli zachowywać się agresywnie w stosunku do pana Tomasza.
- Powodem ataku były zastrzeżenia do relacji pokrzywdzonego ze znajomą jednego z nich – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
W ruch poszły pięści. Mężczyzna był katowany przez dwa dni, aż w końcu zmarł. Kiedy nie dawał już oznak życia, jego ciało zawinięto w dywan i wyniesiono do szopy. Tam ukryto, licząc, że zbrodnia nie wyjdzie na jaw.
Polecany artykuł:
Informacja o tym, że w Ozorkowie mogło dojść do morderstwa, trafiła jednak nieoficjalnymi kanałami do policjantów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Ci szybko powiązali fakty, odnaleźli ciało i zatrzymali wszystkich uczestników spotkania.
Dziś siedem osób zasiadło na ławie oskarżonych. Trzech mężczyzn odpowiada za zabójstwo, dwóch kolejnych za zacieranie śladów, zaś dwie kobiety mają postawione zarzuty nieudzielenia pomocy.
Na sali rozpraw oprawcy pana Tomasza przepraszali jego matkę i ojca. - Żadne słowa, żadne kary nie zwrócą nam syna – odpowiadali rodzice.