Sąd w Łodzi skazał go na 7 lat więzienia, bo pomylił osoby?

i

Autor: Dariusz Kucharski

SZOK. Pan Piotr ma spędzić 7 lat w więzieniu, bo sąd w Łodzi pomylił osoby? [WIDEO, FOTO]

2021-01-15 8:44

Zgadzają się jedynie imię i nazwisko. Inne jest miejsce zamieszkania, wykonywany zawód i posiadany samochód. Czy to możliwe, że w Sądzie Okręgowym w Łodzi doszło do dramatycznej pomyłki, w wyniku której na długie lata do więzienia trafi zupełnie niewinny człowiek? Wyjaśniać to będzie Sąd Apelacyjny. Dla pana Piotra (43 l.) z Ksawerowa (woj. łódzkie), pracownika Politechniki Łódzkiej to może być ostatnia deska ratunku.

Życie mężczyzny, dotychczas szczęśliwego męża i ojca, legło w gruzach, gdy w październiku 2018 roku został zatrzymany w swoim domu przez policjantów z Centralnego Biura Śledczego i przewieziony do prokuratury w Warszawie. Tam najpierw usłyszał zarzuty udziału w grupie przestępczej, która przemycała narkotyki z Niemiec do Polski, a potem trafił do aresztu.

Niedługo później okazało się, że oskarżenie było możliwe dzięki zeznaniom skruszonego gangstera Damiana S., który uzyskał status małego świadka koronnego. Przestępca został aresztowany w związku z oszustwami metodą na wnuczka.

- Licząc na łagodny wyrok opowiedział śledczym o narkotykowym procederze, w którym – według jego słów – miała brać udział osoba, która nazywa się dokładanie tak samo, jak ja – opowiada pan Piotr.

Sąd w Łodzi skazał go na więzienie, bo pomylił osoby?

W trakcie procesu sądowego szybko wyszło jednak na jaw, że poza imieniem i nazwiskiem, nie zgadzają się inne dane. Wskazywany przez Damiana S. mężczyzna mieszka w Pabianicach, pracuje jako motorniczy i jeździ volkswagenem. Tymczasem odpowiadający przed sądem oskarżony mieszka w innej miejscowości, pracuje na Politechnice Łódzkiej i ma renault.

Pan Piotr nigdy nie przyznał się do winy, stwierdził, że nie zna żadnej z osób, które miały być zamieszane w proceder, przedstawił też cały szereg dowodów swojej niewinności – potwierdzające, że nie wyjeżdżał w danym czasie do Niemiec. O tym, że doszło do pomyłki osób zeznała również zasiadająca na ławie oskarżonej była żona Damiana S.. Sąd wszystkie ten informacje odrzucił uznając je za niewiarygodne, zbagatelizował różnice dotyczące miejsc zamieszkania oraz wykonywanego zawodu, dał wiarę słowom skruszonego gangstera i skazał oskarżonego mężczyznę na 7 lat i 4 miesiące więzienia. Pan Piotr ma też zapłacić 2,5 miliona złotych tytułem zwrotu rzekomo osiągniętej korzyści majątkowej w związku z przemytem narkotyków.

- Jestem załamany – mówi skazany mężczyzna. - Półtora roku przebywałem w areszcie, gdy w końcu mnie z niego zwolniono, byłem przekonany, że pomyłka zostanie wyjaśniona, a ja uniewinniony. Stało się inaczej. Sąd w ogóle nie wziął pod uwagę moich dowodów i wyjaśnień, a wyrok oparł jedynie na słowach przestępcy. Oprócz jego zeznań nie ma przeciwko mnie żadnych innych dowodów. Nikt nigdy tych rzekomych narkotyków nie widział, nikt nie zna ani ich dostawców w Niemczech, ani odbiorców w Polsce. Nigdy nie byłem karany, nie mam z tą sprawą nic wspólnego. Doszło do tragicznego błędu.

Na jakiej więc podstawie mężczyzna został najpierw oskarżony przez prokuraturę, a potem skazany przez sąd? - Prokuratura postępowanie przygotowawcze przeprowadziła bardzo skrupulatnie, ustalając fakty, które pozwoliły na przedstawienie Piotrowi C. zarzutu jako osobie, która dokonała tego czynu, a sąd potwierdził to wyrokiem – odpowiada Ewa Bialik, rzecznika prasowa Prokuratury Krajowej, po szczegóły odsyłając do sądu.

- Rzecznik prasowy nie ma możliwości przekazania na ten temat nic ponad to, co nie wynika z treści uzasadnienia wyroku – mówi z kolei sędzia Monika Pawłowska–Radzimierska rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łodzi.

Adwokat skazanego mężczyzny wysłał odwołanie od wyroku do Sądu Apelacyjnego w Łodzi zarzucając sądowi I instancji rażące naruszenie Kodeksu Postępowania Karnego. Domaga się w nim uniewinnienia pana Piotra. Rozprawa apelacyjna została wyznaczona na 28 stycznia.