Tragedia na A1 i zatrzymanie kierowcy BMW. Wirtualna Polska ujawnia nowe fakty w sprawie głośnego wypadku, w którym zginęła rodzina z dzieckiem
O tym wypadku od paru tygodni jest bardzo głośno. Nie tylko z powodu jego wyjątkowo tragicznych skutków, ale i bulwersujących niejasności wokół tej sprawy. Przypomnijmy - po godz. 19 w sobotę, 16 września rozpędzone BMW uderzyło w osobową Kię na autostradzie A1 w Sierosławiu. Kia, którą podróżowała para z dzieckiem, stanęła w płomieniach po uderzeniu w bariery. Martyna, Patryk i ich 5-letni synek Oliwier spłonęli. Tymczasem BMW zatrzymało się dwieście metrów dalej, jadące nim osoby zostały niegroźnie ranne. Pierwsi o tragedii informowali strażacy, podając, że "doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych". Tymczasem 18 września piotrkowska policja wydała zaskakujący komunikat, w którym była mowa o tym, że "kierujący pojazdem kia na chwilę obecną z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się".
Dwóch pasażerów BMW kierowanego przez Sebastiana M. Jeden z nich to prawnik
O sprawie zrobiło się głośno, ale zanim kierowca BMW zaczął być ścigany, zdążył uciec za granicę. W końcu wydano za nim list gończy i 31-letni Sebastian M. został zatrzymany w Dubaju. Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim zarzuciła mu spowodowanie śmiertelnego wypadku. Tymczasem to nie jedyne niejasności wokół tej tragedii. Temat drąży Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski. Co ustalił? Otóż według dziennikarza WP zwlekano z przesłuchaniem dwóch pasażerów BMW i zostało to zrobione dopiero 10 dni po wypadku. Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim tłumaczy, że pasażerowie "zostali przesłuchani w pierwszym możliwym terminie, po opuszczeniu placówek medycznych". Jak dodaje Jadczak, jeden z pasażerów to prawnik, a z sieci zniknęła witryna jego kancelarii.