Małżonkowie mieszkali w jednym z bloków na osiedlu Widok. Między nimi co rusz wybuchały awantury, które tuż przed śmiercią pana Cezarego przybrały jeszcze na sile. - Mąż od dwóch miesięcy nie pracował. Utrzymanie domu pozostawało na mojej głowie, a nie mieliśmy żadnych oszczędności – wyjaśniała Małgorzata G. - Na życie zostało nam 30 złotych. Mówiłam mu, że musi znaleźć pracę, ale on wolał się wylegiwać na tapczanie.
CZYTAJ TEŻ: Potwór nie żona. Znęcała się nad mężem, w końcu go zabiła. Mord na łódzkich Bałutach
Na tym meblu stracił też życie. Kobieta przebywała w kuchni, gdy jej mąż wyzywał ją od najgorszych, używając przy tym szeregu niecenzuralnych słów. - Zdenerwowana wzięłam jeden z leżących na desce do krojenia noży i poszłam z nim do pokoju - opisywała Małgorzata G. - Czarek był w łóżku, w pozycji półsiedzącej. Na początku nóż miałam opuszczony do dołu, ale gdy stanęłam nad mężem skierowałam go w jego stronę.
Po chwili ostrze przebiło skórę i przedziurawiło płuco. Niedługo potem jej małżonek wydał ostatnie tchnienie.
Kobieta została zatrzymana, usłyszała wyrok zabójstwa i stanęła przed sądem. Nie przyznała się do winy, utrzymując, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. - Nie chciałam go zabić – przekonywała z ławy oskarżonych.
Sąd nie uwierzył w jej wyjaśnienia. Uznał, że działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia męża zadała mu jeden cios nożem w okolice klatki piersiowej, czym spowodowała u pokrzywdzonego obrażenia skutkujące jego zgonem i na tej podstawie skazał ją na 11 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.