Obaj panowie jeszcze niedawno mieszkali w jednym budynku, na zamkniętym osiedlu na łódzkim Widzewie. Michał K. zamienił jednak wygodne, ciepłe lokum, na celę aresztu śledczego, do której trafił po tym, jak prokuratura postawiła mu zarzut usiłowania zabójstwa pana Sylwestra.
Dramat, w którym obaj odegrali główne role, zaczął się zupełnie niewinnie. 26-latek spacerował ze swoim psem, niewielkim kundelkiem, który załatwił swoje potrzeby fizjologiczne pod oknem mieszkania starszego z mężczyzn. Ten wyszedł na balkon i zwrócił sąsiadowi uwagę na niestosowne zachowanie jego pupila.
Tydzień później, około godziny 6 rano, w mieszkaniu pana Sylwestra rozbrzmiał dzwonek domofonu. Gospodarz podniósł słuchawkę, ale nikt się nie odzywał, więc wyszedł z mieszkania i zszedł po schodach do drzwi wejściowych na klatkę schodową. Tam czekał na niego już Michał K., który najpierw w nieparlamentarnych słowach zwyzywał sąsiada, a potem uderzył go głową w twarz, ręką w szyję i zaczął dusić. Zaatakowany mężczyzna zaczął tracić przytomność, ale udało mu się wykorzystać moment, że agresor zwolnił ucisk i uciekł do swojego domu, z którego karetka zabrała go do szpitala. Obrażania były tak poważne, że pan Sylwester trafił na stół operacyjny, a lekarze założyli mu specjalną rurkę, dzięki której mógł oddychać.
Michał K. został zatrzymany i właśnie stanął przed sądem, gdzie odpowiada za usiłowanie zabójstwa. W trakcie procesu przeprosił za swoje zachowanie, stwierdził, że nie chciał zabić sąsiada. Grozi mu dożywocie.