Przypomnijmy, chodzi o sprawę z lutego tego roku. Studentka łódzkiej szkoły filmowej, wracająca nad ranem z transmisji rozdania Oscarów, została brutalnie pobita, a napastnik chciał ją zgwałcić i groził jej śmiercią. Po tych wydarzeniach wrzuciła do sieci post, w którym opisała nie tylko całe zajście, ale również wyraziła żal do funkcjonariuszy, że jako ofiara przestępstwa została zlekceważona i pozostawiona sama sobie. Jej emocjonalny wpis został udostępniony kilkadziesiąt tysięcy razy. Podejrzewany o brutalny napad mężczyzna został zatrzymany.
Prokuratura postanowiła zbadać również, jak przebiegała interwencja policji. Śledczy zabezpieczyli kamerki, które powinny ją zarejestrować, ale jak się okazało nic się nie nagrało, bo kamery pracowały w trybie buforowania, co oznacza, że nie dochodziło do zapisu obrazu.
Funkcjonariusze tłumaczyli, że padły im baterie. Jak było naprawdę? Jak podaje TVN24, prokuraturze udało się ustalić, że w momencie rozpoczęcia interwencji obie kamery działały - funkcjonariusze, mimo że mieli taki obowiązek, nie włączyli nagrywania.
- Prokuratura dysponuje ekspertyzą, z której wynika, że oba urządzenia przez pierwsze 21 minut interwencji były włączone i pracowały w trybie buforowania. Potem kamera funkcjonariusza rozładowała się i przez kolejne 28 minut w trybie buforowania pracowała już tylko kamera policjantki - czytamy na stronie TVN24.
Okazało się również, że kamerka policjantki, na 7 minut przed zakończeniem interwencji, została wyłączona manualnie. Manualne wyłączenie kamery możliwe jest poprzez wciśnięcie i przytrzymanie przez 8 sekund odpowiedniego guzika.
Polecany artykuł:
Tymczasem funkcjonariuszka, zeznając zaraz po interwencji twierdziła, że bateria w jej kamerze "padła". Później zmieniła swoją wersję twierdząc, że możliwe, że wyłączyła kamerkę, bo była w toalecie. Jednak z ustaleń prokuratury wynika, że nastąpiło to w trakcje interwencji.
Ze śledztwa wynika też, że policjanci mieli możliwość podładowania kamerek w radiowozie, czego jednak nie zrobili.
Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie, uznając że nie doszło do przestępstwa ze strony funkcjonariuszy, a jedynie do nieprawidłowości, tłumacząc ich brak doświadczenia (kamery były na wyposażeniu dopiero od miesiąca).
Ponadto, jak czytamy w materiale TVN24, śledczy nie mieli nic do zarzucenia policjantom w kwestii tego, czy policjanci wystarczająco szybko przyjechali na miejsce wezwania, czy odpowiednio zareagowali na prośby pokrzywdzonej o udzielenie pomocy i czy zwracali się do niej w odpowiedni sposób.
Studentka nie może pogodzić się z decyzją prokuratury, jej pełnomocniczka złożyła do sądu zażalenie, ale zostało ono odrzucone, co oznacza, że decyzja o umorzeniu śledztwa jest już prawomocna.