Do tych scen niczym z ociekającego krwią horroru doszło w lipcu ubiegłego roku, w domku letniskowym pani Elżbiety, na obrzeżach Łodzi. Oskarżeni byli tam częstymi gośćmi, bo starsza pani z dobroci serca ratowała ich różnymi kwotami pieniędzy. Tragicznego dnia znów przyszli po gotówkę, ale spotkali się z odmową. To – według prokuratury – wywołało u nich wściekłość. Zmasakrowali gospodynię, a następnie ukradli z jej domku oraz mieszkania wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Następnie sprzedali łupy w lombardzie.
CZYTAJ TEŻ: Łódź: Ciała pomordowanych dzieci w beczkach. Cmentarzysko w mieszkaniu przy Radwańskiej
Zwłoki zamordowanej w stanie znacznego rozkładu zostały znalezione około trzy tygodnie po śmierci przez mieszkającą poza Łodzią córkę. - Od pewnego czasu nie mogłam się z mamą skontaktować – opowiada pani Marta. - Przyjechałam więc razem z narzeczonym do jej mieszkania, ale tam jej nie zastaliśmy, pojechaliśmy zatem na działkę. Mama leżała cała we krwi na podłodze – dodaje.
Polecany artykuł:
Zabójcy szybko wpadli w ręce policjantów, a następnie stanęli przed sądem. Zaraz po ich zatrzymaniu zarzut morderstwa usłyszał jedynie Sławomir N. Jego partnerka miała odpowiadać za nieudzielenie pomocy. W trakcie śledztwa ustalono jednak, że i ona brała czynny udział w zbrodni. W dodatku – jak twierdzi prokuratura – oboje byli bardzo brutalni. - Mama została najpierw zaatakowana nożem – tłumaczy córka zmarłej. - Kiedy leżała na podłodze i się wykrwawiała, została dobita grzejnikiem. Za coś takiego kara może być tylko jedna – dożywocie.
POLECAMY: Kamil zapłacił życiem za miłość do motoroweru. Prędkościomierz bmw wskazywał 130 km/h