Krwawe sceny w Lesie Łagiewnickim na obrzeżach Łodzi rozegrały się 2 lutego ubiegłego roku. Pan Artur przyjechał tam w celach rekreacyjnych swoim samochodem. Gdy wysiadł z auta i przeszedł raptem kilkadziesiąt metrów, dopadła go sfora niezwykle rozjuszonych psów w typie owczarków niemieckich, a on musiał toczyć dramatyczną walkę o życie.
- Gryzły mnie z 20 minut, myślałem, że tego nie przeżyję – opowiada. - Ból był ogromny. Na szczęście dwaj przechodnie zdołali je odgonić.
CZYTAJ TEŻ: Łódzkie. Ten pies to prawdziwy bohater! "Koleś uratował naszą firmę"
Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie lekarze założyli mu aż 400 szwów na poszarpane nogi. Właściciele psów Małgorzata M.-K i jej mąż Piotr K., zostali zatrzymani, usłyszeli zarzuty narażenia Artura C. na niebezpieczeństwo utraty życia oraz zdrowia i stanęli przed sądem. Dodatkowo odpowiadali za znęcanie się nad swoimi zwierzętami. Prokurator domagał się dla nich solidarnie po trzy lata więzienia.
Sąd uniewinnił małżonków od zarzutów znęcania i uznał, że winnym całego zdarzenia jest jedynie Piotr K., który wjeżdżając swoim samochodem na posesję nie upilnował zwierząt. Jego żonę całkowicie uniewinnił.
Mężczyzna został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i grzywnę w wysokości 9 tysięcy złotych. Ma też zapłacić pokrzywdzonemu 14 tysięcy złotych odszkodowania oraz 30 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Pan Adam nie chciał komentować wyroku. Prokurator stwierdził, że jest „symboliczny” i nie wykluczył złożenia apelacji.
Polecany artykuł: